fbpx
Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania – czyli nie taka jesień straszna

Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania – czyli nie taka jesień straszna

Kiedy zaczyna się jesień, to w mojej głowie rodzą się sielankowe żółto-brązowe obrazki. Idę na spacer do lasu z dziećmi, świeci słońce, jest trochę mokro, bo spadł pierwszy jesienny deszcz. Moje dzieci radośnie taplają się w błocie, są całe umorusane od góry do dołu, ale mi to nie przeszkadza, bo w końcu dzieciństwo to taki radosny czas, kiedy nie trzeba przejmować się błotem!

W rzeczywistości wygląda to tak, że jeśli za oknem jest szaro, buro i ponuro, to dzieci jakoś mniej chętnie spoglądają w stronę kaloszy i przeciwdeszczowych kombinezonów, wzrok ich błądzi w kierunku telewizora i tableta, a i ja zaczynam zastanawiać się, czy aby na pewno warto wychodzić w taki ziąb i deszcz. W końcu wizja ciepłej herbaty przy kominku też jest niezwykle kusząca, w zasadzie jest dużo atrakcyjniejsza niż spacer w deszczu, albo w jesiennej szarudze.

Dlatego pod koniec września zaczęłam szykować sobie idealną jesienną miejscówkę przed kominkiem — duży fotel, gruby koc, kubek na herbatę, ciepłe skarpety i szydełko. Liczyłam na to, że już wkrótce zacznę zapadać tam w zimowy letarg, z którego wyrwę się na dwa tygodnie na narty, a potem znów się wygodnie rozsiądę, by przeczekać do wiosny. Tymczasem okazało się, iż moje dzieci w tym roku zupełnie zmieniły swoje jesienno-zimowe zainteresowania. Od kilku tygodni najczęściej padającym z ich ust pytaniem jest: „Czy idziemy już na spacer?”.

Deszcz im nie straszny, błoto też nie. Najważniejsze jest, by być na dworze bardzo długo i dużo się ruszać. Ciągną więc nas na plac zabaw i do lasu. Biegają po kałużach, łażą po drzewach i kręcą się cały czas w kółko. Jeśli zamiast spaceru w lesie proponuję jedynie wyjście do ogródka, to jak ostatni szaleńcy biegają wzdłuż płotu, pytając się co chwilę, ile minęło czasu. Jeśli do lasu chcę dojechać samochodem, to patrzą się na mnie, jak na kosmitę i pytają: „A czemu nie rowerem?”.

Można by pomyśleć, że do śniadania zaczęli pić kawę, albo trzymają pod łóżkiem zgrzewkę napojów energetycznych, tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Przyszła jesień, wyciągnęliśmy z szafy jesienne kurtki, spodnie, kombinezony i buty, a do kurtek włożyłam im niewielkie czujniki aktywności ReimaGO. Czujniki podłączyłam do aplikacji w moim telefonie i się zaczęło: „Mamo, ile muszę biegać, żeby być na 6 poziomie?”, „Mamo, a jeśli dzisiaj w przedszkolu nie wyjdziemy na dwór, to będę miała jakieś punkty?”, „Mamo, ile mam już godzin?”.

Reima, fiński producent ubrań outdoorowych dla dzieci, postanowił w tym roku zachęcić dzieciaki do większej aktywności w czasie, kiedy najtrudniej jest się do wyjścia na dwór zmobilizować. Stworzone przez nich czujniki aktywności ReimaGo można włożyć do kieszeni kurtki lub spodni czy przyczepić na specjalnym pasku na ramieniu. Czujnik aktywuje się, gdy dziecko zaczyna się ruszać. Nie liczy kalorii ani kroków, jedynie śledzi intensywność i czas aktywności — im więcej ruchu, tym więcej punktów. Punkty są zliczane na telefonie rodzica w aplikacji mobilnej, która jest wirtualną podróżą po świecie — im więcej punktów, tym więcej kontynentów i krajów zwiedzimy. By zachęcić dzieci do większej aktywności, to co tydzień organizowany jest konkurs, a najbardziej zaangażowani mają szansę wygrać rodzinny wyjazd do Laponii!

Żeby móc się bawić w liczenie godzin i zdobywanie kolejnych poziomów w grze, wystarczy kupić czujnik ReimaGO. Nie trzeba mieć ubrań Reima, bo czujnik działa niezależnie od tego, w jakiej kieszeni się znajduje :)

Kto z nas wciągnął się w to najbardziej? Oczywiście Franek — dziecko konsoli, fan Minecrafta, którego marzeniem jest zamieszkać w rzeczywistości wirtualnej. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dożyję czasów, kiedy mogę zadać pytanie: „Wolisz grać, czy idziemy na spacer?” i nie być pewną, jaka odpowiedź padnie!

Kiedy wkładałam czujniki ReimaGo do ich kurtek i kombinezonów, to miałam spore wątpliwości czy uda im się codziennie spędzać aktywnie minimum jedną godzinę. Tymczasem okazało się, że nie mają większego problemu, by biegać po dworze przez 3 godziny. Wszystko jest kwestią zaplanowanych przerw na odpoczynek i odpowiedniego ubioru, bo jak mawiają ludzie północy: „nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”.

Ja jestem wielką fanką ubrań Reima, moje dzieci chodzą w nich od 4 sezonów! Do tej pory największą miłością darzyłam zimowe kombinezony (TUTAJ przeczytacie moją recenzję z 2014 roku), które nawet po 4 latach wyglądają jak nowe. W tym roku kombinezony mają sporą konkurencję w postaci butów Patter Wash (buty Heli) i Wetter Wash (buty Lili), które zgodnie z zaleceniem producenta można prać w pralce! Nie ukrywam, że to jest największa zaleta butów dziecięcych w oczach matki trójki! Co prawda sama ich jeszcze nie prałam, ale po ostatnim wyjściu do lasu czekają w kolejce przed pralką.

W ciągu ostatnich lat przez garderobę przewinęły się też kurtki zimowe Reimy, kurtki przeciwdeszczowe, polary, spodnie nieprzemakalne, kombinezony przejściowe, kalosze i buty zimowe, i każdą z tych rzeczy polecam!

A jeśli wpadły wam w oko ubrania moich dzieci, to poniżej znajdziecie informacje, co dokładnie mają na sobie!

Franek w Reima

Kurtka softshellowa Zayak | Spodnie przejściowe Lasku | Buty przejściowe Wander

Lila w Reima

Bluza polarowa Perko | Kurtka przeciwdeszczowa Kaste | Spodnie przejściowe Hyppy | Buty przejściowe Wetter Wash

Helenka w Reima

Kombinezon przejściowy Vacalis | Buty przejściowe Patter Wash

Jeśli jesteście właśnie na etapie kolekcjonowania jesiennej garderoby dzieci, to bardzo polecam zajrzenie do sklepu Reima! Istnieje ryzyko, że spodoba wam się wszystko, co zobaczycie! A jeśli jesienna garderoba jest już zakupiona, to koniecznie zachęćcie dzieci do aktywności na dworze — na pewno znajdziecie jakiś dobry powód, do chodzenia na długie spacery do lasu!

 

zdjęcia: Agnieszka Wanat

Wpis powstał przy współpracy z marką Reima.

Zobacz
więcej

POMYSŁY NA PREZENT DLA MŁODEJ MAMY

POMYSŁY NA PREZENT DLA MŁODEJ MAMY

Grudzień, świąteczne światełka, aromat pierników i ona – młoda mama. Z kubkiem kawy w ręku (zimnej, bo jak inaczej), w dresie, który jakoś trzyma fason, i z miną, która mówi: „Nie pytaj, po prostu podaj czekoladę”.