Kiedy Franek zaczął chodzić okazało się, że nie potrafi poruszać się w zadanym kierunku, tylko rozłazi się na boki. Ciężko było to nam zrozumieć, bo nie tylko sami chodziliśmy poprawnie, ale nauczyliśmy też naszego psa, że chodzić należy za właścicielami. Niestety Franek w tej kwestii był nieugięty – cały czas gdzieś skręcał, gdzieś przystawał, gdzieś zaglądał. Brak rodzicielskiego doświadczenia nakazał się przeciw takiemu zachowaniu buntować, a ponieważ nasz bunt niczego nie zmienił to przeszliśmy od słów do czynów i kupiliśmy smycz do prowadzania dzieci. Idea była nam, jako właścicielom psa znana, ale byliśmy pod wrażeniem dość nowatorskiego podejścia do smyczy. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że moje dzieci też muszą ją mieć. Podekscytowani przed pierwszym wyjściem na spacer założyliśmy Frankowi szelki, przyczepiliśmy do nich smycz i ruszyliśmy. Ku naszemu zdziwieniu nasze dziecko nadal było nieposłuszne i wcale nie chciało chodzić tam gdzie my. Po kilku nieudanych próbach doszliśmy do wniosku, że to nie krnąbrność nakazuje naszemu dziecku chodzić swoimi drogami, ale ciekawość świata. I, że są znacznie skuteczniejsze, choć bardziej czasochłonne i mniej efektowne, sposoby na przekonanie dziecka do pójścia za rodzicami – w zależności od podejścia i sytuacji jest to: rozmowa, szantaż lub zastraszenie ;)
Od czasu smyczowej porażki z wyższością patrzyłam na tych rodziców, którzy prowadzali swoje dzieci na smyczy. W końcu ja byłam już na kolejnym stopniu wtajemniczenia. Wiedziałam, że smycz nie służy do wyprowadzania dzieci na spacer. Byłam wtedy święcie przekonana, że smycz nie służy do niczego poza wyręczaniem leniwych rodziców w pilnowaniu dzieci. Bo co jak co, ale po co zabierać dziecko na smyczy do parku? W parku chyba można poświecić własnemu potomkowi chociaż tyle uwagi żeby go nie zgubić?
Okazało się jednak, że są takie sytuacje, w których taka smycz jest niezwykle potrzebna, bo jest gwarantem bezpieczeństwa naszego dziecka. Czy byliście kiedyś razem ze swoim dzieckiem w miejscu, w którym panował ogromny tłok i ludzi było tyle, że ciężko byłoby wsadzić między nich szpilkę? Ja się tak poczułam będąc w majowy weekend na placu świętego Marka w Wenecji. Tłum był taki, jakby wszyscy stali pod sceną na jakimś koncercie. A w tym tłumie my. Michał z Lilą w nosidełku i ja z Frankiem trzymanym za rękę. Patrząc na tą masę ludzi wiedziałam, że jeśli Franek mi się wyrwie to już go nie znajdę – za duży tłum, za dużo wysokich osób i za mała wrażliwość obcych – 100 centymetrowy Franek po prostu zniknąłby między nogami setek ludzi. Rzadko kiedy się tak bałam jak wtedy – byłam przerażona i miałam ochotę wziąć go na ręce i jak najszybciej stamtąd uciec. Oczywiście Franek jako indywidualista miał lepsze pomysły na spędzenie czasu i co chwila chciał pójść sobie w zupełnie przeciwnym kierunku. Nigdy tak ciepło nie myślałam o uwiązaniu mojego dziecka na sznurku – wtedy miałabym pewność, że nawet jeśli się wyrwie i zniknie mi z oczu na chwilę to szybko przyciągnę go z powrotem. Te chwile na nowo przywróciły mi wiarę w sens tego wynalazku i od tego czasu staram się pamiętać, żeby mieć smycz ze sobą wszędzie tam, gdzie spodziewam się dzikich tłumów.
Jeśli wybieracie się w bardzo zatłoczone miejsce to bardzo polecam zaopatrzenie się w smycz dla dziecka (bądź jakiś podobny wynalazek działający na zasadzie ograniczenia wolności). Smycz, którą ja posiadam to Sunshine Kids, która ma kilka opcji w zależności od wieku – dla tych młodszych są szelki oraz smycz przypinana do szelek. Dla tych starszych zostaje sama smycz przyczepiana dziecku do nadgarstka. Szelki są wygodne i nie przeszkadzają dziecku w aktywnościach, a smycz jest dość długa (1.2m), więc dziecko czuje się w miarę swobodnie. Lilę co prawda trochę denerwuje fakt, że próbuje nią sterować, ale ona jest jednostką wybitnie indywidualną i nie akceptuje nic, co w jakikolwiek sposób na nią wpływa ;)
I żeby nie było – na spacer do parku puszczam dzieci luzem i zupełnie nie rozumiem jak można trzymać dziecko w parku na smyczy. No chyba, że ktoś jest akurat na etapie poszukiwania sposobu na nauczenie dziecka posłusznego chodzenia – wtedy należy przeczytać tę notkę i wyciągnąć wnioski z moich błędów.