Zabieranie śliniaka w podróż z rocznym dzieckiem jest oczywiste, taki potwór nie wie jeszcze co to savoir-vivre i nie tylko wypluwa jedzenie, ale potrafi nim rzucać na odległość. Śliniak niestety nie ochroni matki/ojca przed oberwaniem kaszką, ale przynajmniej daję szanse, że po posiłku chociaż dziecko będzie wyglądać reprezentacyjnie. Zazwyczaj śliniaki podróżne trzymam w torbie na pieluchy, we własnej torebce, w drzwiach samochodu, w bagażniku. Generalnie wszędzie. Strasznie mnie to wkurza, bo często zdarza się, że po powrocie z wyprawy zapominam śliniaka wyprać/umyć i znajduję go po kilku dniach/tygodniach z jedzeniem tak zaschniętym, że 3 noce muszę go moczyć :)
Ku mojej wielkiej radości kilka tygodni temu w Lidlu w ramach Tygodnia Maluszka można było kupić jednorazowe śliniaki Toujours w super cenie (5.99pln/10szt). Kupiłam od razu kilka opakowań, bo znając Lidla następnym razem śliniaki będzie można kupić za rok. No i okazało się, że postąpiłam jak najbardziej słusznie, bo śliniaki super się sprawdzają.
Śliniaki są papierowe, ale sprawiają wrażenie grubych i nie rozmiękają. Skleja się je z tyłu taśmą dwustronną, która o dziwo trzyma bardzo dobrze, ale trzeba uważać przy dzieciach z dłuższymi włosami, żeby nie skleić dziecka ze śliniakiem :) No i dużym plusem jest kieszonka na jedzenie, które nie trafi do buzi dziecka. Po zakończonym posiłku śliniak się odkleja, wyciera czystą częścią śliniaka twarz dziecka/stolik/siebie i wyrzuca do śmieci :) Proste, a jednak ułatwia logistykę wyjścia z dzieckiem (już nigdy nie będę musiała wkładać do mojej torebki upapranego jedzeniem śliniaka :) ). Śliniaki Toujours bardzo polecam tym rodzicom, którzy często karmią dziecko poza domem.