Jak co roku na początku lata na głównych stronach wszystkich nie do końca poważnych portali internetowych możemy przeczytać o tym, jak to przykrywanie wózka kocykiem w trakcie upałów może zabić nam dziecko. Klika się to na pewno wyśmienicie, zwłaszcza od kiedy okazało się, że „popełniająca tyle błędów świeżo upieczona matka, która nic nie wie o macierzyństwie” Anna Lewandowska próbowała zabić swoją córkę Klarę poprzez przykrycie wózka bambusową pieluszką. Rozumiem, że sianie paniki wśród młodych rodziców jest bardzo łatwym sposobem na zdobycie miliona dodatkowych odsłon, ale sugerowałabym osobom publikującym takie teksty na portalach informacyjnych o wykonanie, chociaż minimalnej pracy dziennikarskiej i sprawdzenie, czy to aby nie jest lekka paranoja.
W zeszłym roku dałam się ponieść tej paranoi i zaczęłam pisać tekst o tym, że w zasadzie najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić własnemu dziecku, jest przykrycie wózka pieluchą. Zabrałam się więc do szukania źródeł tej informacji i ku wielkiemu zdziwieniu okazało się, że źródło jest tylko jedno! Dziennikarski „eksperyment” oraz komentarz pediatry do tego eksperymentu.
Co więcej, komentarz lekarza nie był wynikiem długoletnich badań, smutnym wnioskiem z przypadku śmierci dziecka w wózku przykrytym kocykiem, ale ZALECENIEM dla rodziców, by w trakcie upałów zwracali uwagę na najmłodsze dzieci, bo one gorzej znoszą upały niż dorośli i znacznie łatwiej jest u nich o udar cieplny.
A dziennikarski „eksperyment”? Polegał na postawieniu wózka na słońcu i włożeniu do niego termometru. W wózku przykrytym pieluchą temperatura była wyższa. Wynik „badań” rozprzestrzenił się po internecie błyskawicznie, bo wiadomo temat nośny. Ale jakbyśmy wszystkie badania wykonywali tak, jak ci dziennikarze, to naukowcem byłby każdy, a statystycy straciliby robotę i musieliby się zająć hodowlą fok!
Szukałam jakichś bardziej wiarygodnych źródeł, wyników badań, statystyk dotyczących związku tego kocyka z udarami cieplnymi u niemowląt. No wiecie, skoro kocykowa panika ogarnęła cały świat, to znaczy, że musi być to jakiś poważny temat. Nic takiego nie udało mi się znaleźć, ale za to trafiłam na artykuł (LINK) napisany przez Carę Sayer twórczynię i właścicielkę marki Snoozeshade — czyli kogoś, kto zarabia na sprzedaży specjalnych osłonek na wózki i foteliki, które chronią dzieci przed promieniami UV. Można by pomyśleć, że wypowiedź szwedzkiego lekarza i „eksperyment” to miód na jej uszy. Mogłaby przecież nieźle zarobić, przytakując tym badaniom, grążąc palcem rodzicom niemowlaków i mówiąc: „No właśnie, nie przykrywamy dzieci kocykami czy pieluchami. Osłaniamy je od słońca specjalnymi osłonkami, które są bezpieczne i znacznie lepiej chronią niemowlaki”.
Tymczasem Cara pisze, że od wielu lat prowadzi badania (takie z naukowcami w białych fartuchach) związane z bezpieczeństwem jej produktów i pomimo że sama nie jest fanką osłaniania dziecka w wózku pieluszką, to jako środek doraźny i przy zachowaniu zdrowego rozsądku jest to znacznie lepsze rozwiązanie niż pozostawienie dziecka nieosłoniętego od słońca. Bo trzeba pamiętać, że dzieci poniżej 6 miesiąca życia powinny być chronione przed bardzo dla nich szkodliwym promieniowaniem UV. I znacznie lepiej przed promieniami UV chroni cień pieluszki niż jego brak!
Ryzyko oparzenia słonecznego w przypadku wystawienia delikatnej skóry małego dziecka na działanie promieni słonecznych jest wysokie, a oparzenia z dzieciństwa zwiększają ryzyko zachorowania na raka skóry o 200-300%*. Dlatego powinniśmy zwrócić szczególną uwagę na to, żeby dziecko było dobrze osłonięte od słońca.
Jeśli zaś chodzi o wystąpienie udaru cieplnego, to istotną rolę odgrywają trzy czynniki: odwodnienie, wysoka wilgotność i wysoka temperatura. Udar cieplny jest ostatnim ogniwem reakcji organizmu na przegrzanie. A przegrzanie u niemowląt jest dość częste, ale nie z uwagi na osłanianie wózków pieluszką, ale ze względu na zbyt ciepłe ubieranie dziecka (te wszystkie czapeczki, skarpetki i zimowe kombinezony w środku lata!).
Dlatego, zamiast ulegać zbiorowemu amokowi lepiej użyć zdrowego rozsądku i zrobić w trakcie upałów to, co robiliśmy zawsze, nawet zanim zostaliśmy rodzicami. Ubieramy się lekko, chronimy głowę, unikamy przebywania na słońcu w godzinach największych upałów i chłodzimy się wodą, cieniem i wachlarzem.
Dziecko leżące w wózku traktujemy tak samo — ubieramy je lekko, staramy się z nim nie przebywać na słońcu w trakcie upałów, uciekamy do cienia, dajemy mu picie (wodę lub mleko mamy) i chronimy go przed promieniami słońca (osłonienie wózka pieluchą jest lepsze niż nieosłanianie dziecka!). Wbrew pozorom w trakcie upałów zajmujemy się dzieckiem tak samo, jak wtedy, gdy upałów nie ma — czyli sprawdzamy, czy wszystko z nim w porządku, czy nie jest mu zimno lub gorąco, zaglądamy do niego i troszczymy się o jego samopoczucie.
Nie trzeba też mieć doktoratu, żeby wiedzieć, że w trakcie upału lepiej sprawdzają się tkaniny cienkie i przewiewne niż grube i przepuszczające mało powietrza. Jeśli więc nigdy nie przyszło nam do głowy, by w trakcie upałów zarzucić na siebie grubaśny zimowy koc, to nie róbmy też tego dziecku. A pieluszkę narzuconą na wózek można przywiązać do rączki wózka i zrobić z niej „baldachim”, tak by żaden czytelnik Pudelka nie biegał za nami, krzycząc: „Dzieciobójca!”.
I pamiętajmy — dziecko zostawione w wózku na słońcu bez opieki będzie narażone na niebezpieczeństwo bez względu na to, czy na wózku będzie pielucha, czy nie. Sama pieluszka dziecka nie zabije, nawet ta narzucona na wózek.
A jeśli szukacie jakichś gadżetów, które świetnie się sprawdzą w wózku na upały, to kilka z nich pokazywałam TUTAJ.