Moje dzieciństwo przypadało na drugą połowę lat 80. i początek lat 90., i nie było zbyt kolorowe pod względem dostępnych gadżetów (może dlatego teraz takie rzeczy mnie cieszą). Rowery mieliśmy, bo to nawet wtedy była podstawa udanego dzieciństwa, hulajnogę widziałam kilka razy z daleka, bo dużo starszy kolega z osiedla miał (chyba jako jedyny) i dzięki temu dowiedziałam się, jak takie coś wygląda. A rolki pojawiły się w Polsce na tyle późno, że już się nie bardzo w nie wkręciłam — jeździłam na rolkach kuzynki, ale własnych jakoś nie pragnęłam.
Teraz czasy są inne, kiedy przechodzę wiosną pod naszą podstawówką, to widzę dziesiątki przyczepionych do ogrodzenia hulajnóg, nie ma dnia, żebym nie spotkała dzieciaka próbującego swoich sił na rolkach. W dzisiejszych czasach, kiedy robimy się coraz bardziej statyczni, uczenie dzieci miłości do ruchu (i sportu) jest bardzo ważne. To super, jeśli dziecko na krótki spacer do sklepu chce zabrać ze sobą hulajnogę i marzy o tym, żeby po powrocie z przedszkola móc pojeździć na rolkach dookoła bloku. Byłoby jeszcze fajniej, gdybyśmy my sami chcieli się do dzieci przyłączyć. Nie tylko będziemy mogli robić to, czego w dzieciństwie nie mogliśmy spróbować (lub o czym już dawno zapomnieliśmy), ale być może tak to polubimy, że wszystkie nasze krótkie wycieczki będziemy odbywać rodzinnie na hulajnogach, a jeżdżenie na rolkach dookoła bloków stanie się naszą cotygodniową rozrywką :)
Przed wami kilka praktycznych porad oraz polecanych przeze mnie produktów, do udanego śmigania na hulajnogach i rolkach.
HULAJNOGI
PIERWSZA HULAJNOGA – TRÓJKOŁOWA
Jeśli przygodę z hulajnogą ma zacząć małe dziecko (u nas najwcześniej zaczynała Lila w wieku 2.5 lat), to warto na początek kupić hulajnogę trójkołową, na której każde dziecko bardzo szybko nauczy się jeździć. Takie hulajnogi występują w dwóch konfiguracjach — klasycznej (jedno koło z przodu i dwa z tyłu) i zupełnie nieklasycznej (czyli dwa koła z przodu i jedno z tyłu). Dla dzieci, które dopiero uczą się łapania równowagi i poruszanie się na hulajnodze dużo wygodniejsza i bezpieczniejsza będzie opcja z dwoma kołami z przodu — zresztą takie są chyba obecnie najbardziej popularne.
Byłoby super, gdyby taka hulajnoga miała również możliwość regulacji wysokości kierownicy — wiadomo, dzieci rosną i fajnie by było, żeby hulajnoga była wygodna nie tylko w tym sezonie, ale również w kolejnym. Bardzo cieszy mnie to, że obecnie nawet najtańsze hulajnogi w Decathlonie mają tę regulację, bo to oznacza, że jeśli ktoś ma ograniczony budżet, to też kupi funkcjonalny sprzęt :) Oczywiście przed zakupem warto się upewnić, w jakim zakresie reguluje się kierownicę i czy na pewno nasze dziecko pod tę regulację się łapie (najczęściej trójkołówki są odpowiednie dla dzieci o wzroście ok. 90 – 120 cm).
Kolejną istotną cechą takiej pierwszej hulajnogi jest jej waga — dziecko nie może mieć problemów z utrzymaniem jej w rękach, a rodzic musi mieć siłę, żeby przez połowę spaceru nieść ją w rękach :) Ale raczej nie powinniśmy mieć problemu ze znalezieniem hulajnogi ważącej mniej niż 2 kg :)
Jeśli już wiemy, ile kół ma być z której strony, jak ma wyglądać kierownica i ile ma pokazywać waga, to możemy zacząć wybierać wymarzoną hulajnogę dla naszego dziecka. Opcji jest wiele, ale ja wrzucę je do dwóch worków — opcja ekonomiczna i opcja na bogato, obie są w sumie równie dobre :)
W pierwszej opcji za naprawdę całkiem dobrą trójkołową hulajnogę płacimy w sklepie sportowym ok. 90 zł. Hulajnoga na pewno przetrwa dwa lata (na tyle jest gwarancja), choć u nas jeździ już trzecie sezon i nadal działa. Po takim czasie możemy kupić dziecku nową dwukołową już hulajnogę.
My kupowaliśmy dwie hulajnogi naraz, które w założeniu miały być na próbę (bo przecież nie wiadomo, czy dziecku w ogóle będzie odpowiadać taka aktywność) i było mi bardzo na rękę zapłacenie za dwie hulajnogi 150 zł zamiast 600 zł. Zwłaszcza że te hulajnogi sprawdziły się świetnie na początek — dzieciaki szybko nauczyły się na nich jeździć i nie czułam żalu, kiedy widziałam, jak te hulajnogi upadają, są przecierane czy ciągnięte po ziemi. Do tego były lekkie i łatwo składane, więc mogłam je w trakcie spaceru po prostu wrzucić pod wózek.
Ale nie powiem, marzyła mi się cudowna hulajnoga Mini Micro (za 299 zł), którą zachwalały wszystkie znajome mamy. Mini Micro jest hulajnogą świetnej jakości, lekką, z regulowaną kierownicą i możliwością dostosowania jej do potrzeb znacznie młodszych dzieci niż te, które zazwyczaj zaczynają jazdę na hulajnodze. Mini Micro może stać się jeździkiem i pchaczem dla 18 miesięcznego szkraba i z powodzeniem urozmaicać wspólne wyjścia i ćwiczenie chodzenia na spacery bez wózka. To wszystko daje nam Mini Micro Baby Seat, które po tym, gdy przestanie być jeździkiem stanie się trójkołową, bardzo porządną hulajnogą. Świetne rozwiązanie dla rodziców, którzy szukają czegoś dla takiego brzdąca i, którzy liczą na długoletnią inwestycję. Niestety wydanie 429 zł na taki super zestaw nie jest łatwą decyzją, choć ja się waham, bo marzy mi się taki zakup dla Heli (hmmm, chyba właśnie znalazłam pomysł na składkowy prezent na drugie urodziny :D).
HULAJNOGA DWUKOŁOWA
Kiedy dziecko zaczyna śmigać na trójkołówce jak opętane, to znak, że pewnie sobie poradzi na hulajnodze dwukołowej. U nas Franek (lat wtedy 5,5) po prostu pewnego dnia przyszedł i powiedział, że jego koledzy mają hulajnogi na dwóch kółkach i on już nie chce jeździć na takiej dziecięcej. A że zbliżał się Dzień Dziecka, to hulajnoga wydała się wymarzonym prezentem.
Przy drugiej hulajnodze nie chciałam już oszczędzać, bo wyszłam z założenia, że Franek ma zajawkę na hulajnogę, więc nie kupuję czegoś na próbę, ani na leżenie w garażu, no i nie miała być to hulajnoga na 2 lata tylko na wszystkie pozostałe lata, do czasu aż Franek nie znajdzie jakiejś porządnej pracy! Tym razem moja uwaga skierowała się w stronę hulajnóg Micro i nasz wspólny wybór padł na Micro Sprite — niewielką, składaną hulajnogę, na której może jeździć również dorosła osoba i która przeznaczona jest do jeżdżenia raczej po gładkich nawierzchniach. Cena była przystępna (399 zł), w związku z czym Franek rozpoczyna właśnie drugi sezon na hulajnodze Sprite. Jedna wada, którą udało nam się znaleźć to niszczenie gąbki pokrywającej rączki, ale na to jest sposób — wystarczy kupić neoprenowe osłony na rączkę :)
Nasza hulajnoga dwukołowa to raczej średnia półka, możemy kupić dziecku zarówno coś znacznie tańszego (polecam przejrzeć ofertę Decathlonu), jak i coś znacznie droższego (np. hulajnoga Micro Speed+). Nie powinniście mieć więc problemu z dobranie czegoś, do własnych oczekiwań :)
MAMABOARD
No dobra, dzieci już śmigają na swoich nowych hulajnogach wokół matki, a matka, zamiast jechać razem z nimi z rozwianym włosem i uśmiechem na twarzy, prowadzi wózek z najmłodszą latoroślą. Znam to bardzo dobrze, bo choć od dawna mam już własną, prześliczną terenową hulajnogę (o TUTAJ możecie o niej poczytać), to na spacerach jestem tą, która prowadzi wózek z Helą.
Wielka była więc moja radość, kiedy na Targach Kids’ Time zobaczyłam Mamaboard, czyli deskorolkę doczepianą do wózka biegowego. Mamaboard stworzona została z myślą o wózkach biegowych TFK, ale okazało się, że do mojego Bugaboo Runnera też można ją doczepić! I już od paru tygodni od czasu do czasu zawożę Helę do żłobka właśnie na Mamaboardzie przyczepionym do Bugaboo Runnera. Takiej furory na naszym osiedlu nie było od czasu, kiedy szpanujący szybką jazdą dostawczak zarysował nasz samochód.
Na serio Mamaboard sprawia, że poznaję nowych sąsiadów, bo każdy chce mi coś powiedzieć, kiedy widzi mnie na hulajwózku :) No i mamy już jedną deklarację od geodetów, że mamaboard przekonał ich do posiadania potomstwa (działa lepiej niż program 500+, co nie?).
Poza tym, że Mamaboard zwiększa rozpoznawalność i popularność na osiedlu, jest bardzo fajnym sposobem na spacery z dzieckiem. Teraz wszyscy możemy wyjść na wycieczkę na hulajnogach, nikt nie jest odrzucony (nawet Hela). To, co w tej desce przeszkadza, to bliska odległość między osobą jadącą na desce a rączką wózka, ale to może wynikać z tego, że mamaboard nie został stworzony dla Runnera tylko zupełnie innych wózków biegowych (grunt, że pasuje).
Cena Mamaboard nie jest bardzo wysoka (ok. 360 zł), ale trzeba mieć też wózek biegowy (kompatybilny z tą deską). Instalacja deski na zwykłym wózku raczej nie będzie możliwa (bo zwykłe wózki nie mają tak wielkich kół, jak biegowe), no i będzie niebezpieczna. Jeśli ktoś z was zastanawia się nad zakupem deski, ale nie jest pewien czy będzie pasować do wózka, to pamiętajcie, że towar zamówiony przez Internet można zwrócić, jeśli okaże się, że nie pasuje. Dla mnie Mamaboard jest zdecydowanie najfajniejszym wiosennym gadżetem :)
ROLKI
Przygodę z rolkami dopiero zaczynamy i tak, jak w przypadku hulajnogi postawiłam na opcję „kup najtańsze, bo może się okazać, że wcale nie będą chcieli na tym jeździć”. Wybrałam więc decathlonowskie rolki Oxelo Play 3 za 79,99 zł z regulacją wielkości kapcia o 3 rozmiary (moim zdaniem działa to tak sobie, ale nie będę się czepiać, skoro wzięłam najtańsze) i z możliwością ustawienia opcji stabilizującej w rolkach Lili (zamiast trzech kół jedno za drugim można ustawić dwa z tyłu i jedno z przodu), dzięki czemu najmłodsze dzieci mogą nieco milej rozpocząć przygodę z rolkami.
Oczywiście rolki można kupić za znacznie większe kwoty, pytanie tylko czy początkujące dziecko faktycznie skorzysta z bardziej profesjonalnych rolek, no i duża kwota może być bolesna, jeśli dziecko powie nam po pierwszych próbach, że tego sportu to ono na pewno uprawiać nie będzie.
Rolki okazały się chyba najbardziej wywrotowym sportem, na który się zdecydowaliśmy, serio są gorsze niż łyżwy, bo na łyżwach dzieci są chociaż grubo ubrane i nie trą o asfalt :) Zrozumiałam dlaczego we wszystkich szkołach rolkarskich napisane jest: „Dzieci poniżej 12 roku życia nie będą wpuszczane na zajęcie bez kasku i kompletu ochraniaczy”. No i bardzo szybko dałam się przekonać, że wysłanie dzieci do szkółki rolkarskiej to wcale nie jest głupi pomysł, instruktorzy nauczą ich jeździć na rolkach dużo lepiej niż zrobiłabym to ja :)
KASKI
O kaskach dużo pisałam we wpisie rowerowym, więc nie chcę się powtarzać. Przeczytajcie wszystko, co tam jest. Najważniejszą rzeczą, o której trzeba pamiętać w przypadku kasku na rolki (oraz bardziej wyczynowe jeżdżenie na hulajnodze) jest jego kształt, powinien być to „orzeszek”, który chroni potylicę dziecka, co jest niezbędne przy upadkach do tyłu.
OCHRANIACZE
Moje dzieci nie korzystały z ochraniaczy ani podczas nauki jazdy na rowerze, ani na hulajnodze. Nie zdarzały im się tak spektakularne upadki, żeby konieczne były ochraniacze, ale rolki to jednak jest zupełnie inna bajka. Na początku dziecko non stop leży — na kolanach, na łokciach i na rękach. Wiadomo, od zdartej skóry nie umrze, ale ochraniacze nie chronią tylko przed zdartą skórą, ale również przed kontuzjami, dają też dziecku wsparcie psychologiczne — nawet jeśli 100 razy upadnie, to nic mu nie jest, więc się nie zniechęca.
Obecnie testujemy ochraniacze marki TSG, które są nie tylko bardzo wytrzymałe, ale również łatwe w obsłudze — nakolanniki i nałokietniki wsuwa się na rękę lub nogę i dodatkowo przypina na rzepy. Jeśli ochraniacze zakładamy na spodnie i bluzę, to nie musimy zakładać ich na nogi i ręce, tylko przypiąć samymi rzepami. Kiedy na początku założyliśmy cały komplet, to miałam wrażenie, że dziecka pod tymi ochraniaczami prawie nie widać i że to chyba jest jednak lekka przesad, a później zobaczyłam, jak wygląda praktyka i zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wszystkie newralgiczne miejsca są zasłonięte :) Po pierwszych jazdach z ochraniaczami jestem nimi zachwycona, bo Franek leżał na asfalcie już tysiąc razy, ale ani razu nie narzekał :)
Plusem dobrych ochraniaczy jest na pewno ich wytrzymałość, na pewno posłużą Frankowi przez najbliższe lata (obstawiam minimum 5 lat). Jeśli komuś podobają się nasze ochraniacze, to można kupić je między innymi TUTAJ (są też w innych kolorach).