Pieluchy wielorazowe — udręka naszych babć, koszmar naszych matek. Tetra, którą trzeba było prać w ręku i gotować w garnku, a potem suszyć, zimą ściągać zamarznięte kawałki materiału ze sznura i prasować. I tak codziennie, w kółko, w międzyczasie ścierając dziecku marchewkę, rozpuszczając w butelce niebieskie mleko w proszku i zabawiając płaczące w chodziku dziecko. Tak pewnie wspominałabym moje niemowlęctwo, gdybym je pamiętała. Na początku lat 90. w Polsce pojawiły się Pampersy, czyli pierwsze jednorazowe pieluchy — ze względu na wysoką cenę i kiepską dostępność najpierw używano ich od święta (w dni pracujące tetra, w dni wolne pampki, albo na odwrót), a po kilku latach nikt już nie wyobrażał sobie prania tetry. Teraz każdy szanujący się supermarket ma własną markę pieluch jednorazowych, a promocje tego produktu potrafią ściągnąć do danej sieci handlowej miliony ludzi. Dlaczego więc młoda, wykształcona, aktywna zawodowo kobieta z dużego miasta może chcieć używać wielorazówek? No właśnie nie miałam zielonego pojęcia, dlatego postanowiłam sprawdzić to na własną rękę.
Przygoda z wielorazówkami zaczęła się w połowie stycznia od przemyślenia celu tego eksperymentu. Bo sprawdzenie, czy tak się da żyć to jedno, ale odkrycie, po co tak żyć, to już zupełnie inna kwestia. Dwa koronne argumenty wielorazówkowych mam to ekologia i ekonomia. Te pieluchy są podobno dużo tańsze niż pieluchowanie pampersami, ja postanowiłam sprawdzić, jak bardzo tanie to może być. Założenia były takie, że zaopatruję się w nieduży zestaw dobrych wielorazówek i oprócz sprawdzenia, czy jestem w stanie babrać się w kupie dziecka, zobaczę jak dużo można na tym faktycznie zaoszczędzić.
Gdy zaczęłam się zagłębiać w świat pieluch wielorazowych, to odkryłam, że jest on na tyle skomplikowany dla takiego jednorazowca jak ja, że dam sobie spokój z czytaniem i po prostu zrobię to po swojemu, bez edukowania się na blogach, forach i portalach rodzicielskich. Miałam rację — wiedza przyszła do mnie sama poprzez praktykę :)
Naszą przygodę zaczęłam od startowego opakowania pieluch marki Close – 5 kolorowych nieprzemakalnych otulaczy, 5 bambusowych chłonnych wkładów i jeden dodatkowy wkład nocny, do tego doszły 3 chłonne wkłady z minkee, jeszcze jedna bambusowa wkładka na noc oraz jeszcze jedna pielucha (otulacz i wkład) kupiony na promocji w Limango. W sumie mam 6 otulaczy, 9 wkładów i 2 wkłady na noc, taki zestaw poza promocjami kosztuje 650 zł, ale polując na promocje, można go kupić już za 520 zł. Z rozmów z mamami, które używają wielorazówek, wiem, że 9 pieluch to bardzo mało i nie znalazłam wśród znajomych nikogo, kto tak bardzo się ograniczał. Padło podejrzenie, że nie damy rady z taką liczbą, bo dla pewności powinnam mieć ok. 15 pieluch, ale ja się uparłam, że albo tak, albo w ogóle :)
Jak wygląda wielorazowe pieluchowanie w praktyce?
Używanie pieluch wielorazowych typu All in One (czyli takie, które mam ja) w sumie niedużo różni się od jednorazówek. Mam nieprzemakalny kolorowy otulacz, który ma regulowaną wielkość, dopinam do wewnętrznej strony otulacza podwójny chłonny wkład, zapinam pieluchę na pupie dziecka i gotowe. Jeśli chcę dziecko przewinąć, to odpinam pieluchę, odpinam od otulacza ubrudzony wkład, przypinam nowy wkład i zapinam pieluchę na dziecku. Gdy otulacz się zabrudzi, to ściągam z pupy całość i zakładam nową pieluchę. Nic skomplikowanego. Hela też nie zauważa różnicy — nie krzyczy, żeby ją częściej przewijać, nie ma odparzonej pupy.
Zawiodę wszystkich tych, którzy myślą, że pranie ubrudzonych pieluch to męka. Robiłam w życiu znacznie straszniejsze rzeczy :) Brudną pieluchę wsadzam pod kran, płuczę ją i wkładam do nieprzepuszczającego zapachu woreczka w oczekiwaniu na pranie. Nic więcej. Nie gromadzę też wielkiej ilości brudnych pieluch, bo mam ich za mało! Przy 9 wkładach muszę je prać codziennie, co jest o tyle dobre, że w domu nie unosi się zapach moczu.
Jeśli dla kogoś spłukiwanie pieluch jest problemem, to można kupić specjalne papierki, które kładzie się na pieluszce (między wkładem a pupą dziecka), dzięki którym sprzątanie zabrudzonej pieluchy jest jeszcze prostsze. Ja z nich korzystam, ale nie są one dla mnie niezbędne.
Pranie również nie jest uciążliwe. Brudne pieluchy piorę razem z ubraniami, a ponieważ w tak dużej rodzinie jedno pranie dziennie to minimum, to nie nastawiam żadnych dodatkowych prań. Pieluchy dorzucam do tego, co i tak bym prała (i to w 40 stopniach!). Różnice polegają na tym, że wirowanie ograniczam do 800 obrotów (żeby nie zniszczyć pieluch), nie używam płynu do płukania (bo zmniejsza on chłonność wkładów), a do każdego prania dodaję łyżeczkę specjalnego proszku do odkażania pieluch i wywabiania plam. Po zakończonym praniu wyciągam z pralki wkłady i otulacze, a ubrania nastawiam na dodatkowe płukanie i wirowanie (już z płynem do płukania). Otulacze są praktycznie od razu suche i wystarczy je na 15 minut powiesić na suszarce, a wkłady lądują na kaloryferze. Czasami wrzucam wkłady do suszarki bębnowej, dzięki czemu robią się mięciutkie :) Raz na tydzień pieluchy prane są razem z ręcznikami w 60 stopniach. Przy takiej organizacji przez kilka tygodni raz się zdarzyło, że miałam o jedną pieluchę za mało, ale przez większość czasu prałam maksymalnie 6 pieluch dziennie.
Co z przewijaniem poza domem?
Z tym mam chyba największy problem, bo pieluchy wielorazowe zabierają zdecydowanie więcej miejsca niż jednorazówki i do torby nie zabieram więcej niż trzech, a to czasami bywa niewystarczające i muszę się ratować pampersami. Ale to raczej wynika z mojego podejścia niż z konieczności, bo mogłaby przecież zabierać 5 pieluch :) Na wyjście zawsze przygotowuje sobie gotowe pieluchy (czyli wkłady od razu poprzypinane do otulaczy), żeby nie trzeba było się zastanawiać, czy otulacz też idzie do prania, odpinać i przypinać wkład — nigdy bowiem nie wiadomo, w jakich warunkach przyjdzie nam przewijać i lepiej ograniczyć czas przewijania do minimum. Brudną pieluchę wielorazową wkładam do woreczków na brudne pieluchy i chowam do torby.
Jakie wady i zalety mają wielorazówki w porównaniu do jednorazówek?
Nie licząc ekologii, która jest oczywista i ekonomii, o której później wielorazówki mają dla mnie jedną niezwykłą zaletę. Przez kilka tygodni nie zdarzyło się ani razu, żeby pielucha została przesikana na zewnątrz, nigdy nie musiałam zmieniać dziecku ubrań przez pieluchę, co przy jednorazówkach się zdarza — wystarczy kupić pieluchę innej marki, w źle dobranym rozmiarze czy krzywo coś zapiąć. Pieluszki Close pod tym kątem naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły.
Kolejna cecha, która jest i wadą i zaletą, to brak przedostawania się nieprzyjemnego zapachu przez otulacz. Z jednej strony to dobrze, bo dziecko zawsze pachnie dzieckiem, a nie moczem, ale z drugiej zapach to był zawsze dla mnie znak rozpoznawczy, że muszę zmienić pieluchę :) Teraz co jakiś czas sprawdzam stopień zapełnienia pieluchy.
Nie jestem też zadowolona z tego, że przy wielorazówkach nie można używać żadnych kremów do pupy (zmniejszają one chłonność wkładu). Fajne jest to, że zdecydowanie rzadziej muszę używać takich kremów, ale gdy jest to konieczne, to albo przerzucam się na mąkę ziemniaczaną, albo ratuje się jednorazówką.
To, co mi najbardziej w wielorazówkach nie odpowiada to ich wielkość. Jednorazówki przed użyciem są cieniutkie i dopiero pod wpływem moczu się powiększają. Wielorazówki nie mają w sobie żadnych czarodziejskich substancji, więc od początku są grube, w związku z czym można mieć problem z dopasowaniem rozmiaru body czy śpiochów (długość rękawa jest ok, ale ledwo się dopinają w kroku). Trzeba kupować ubranka o numer większe.
Problemem może być również brak akceptacji dla pieluch wielorazowych w żłobku czy klubie malucha. Opiekunki mogą być przerażone czymś, co nie wygląda jak pampers, ale myślę, że spokojnie można je z tym oswoić. Nie musimy im kazać przecież prać pieluch — niech zużytą wrzucą do woreczka i dadzą nam do wyprania, tak jak robią to z zabrudzonymi ubrankami. Na zmianę powinniśmy przygotować opiekunkom pieluszki przygotowane do założenia, żeby nie musiały dopinać wkładów i bawić się z pieluchą. Jestem pewna, że zaakceptują wielorazówki, gdy tylko zobaczą, że przewijanie dziecka jest dokładnie takie samo, jak w jednorazówkach.
Ile kosztuje wielorazowe pieluchowanie?
Może być to bardzo tanie, a może być bardzo drogie — wszystko zależy od tego, ile w nie zainwestujecie. Mój zestaw pieluch kosztuje około 550 zł, a mój sposób prania kosztuje dodatkowo 0,89 zł za jeden cykl.
Kalkulując ile kosztuje pieluchowanie tanimi jednorazówkami Tesco (takich używam) przez 2,5 roku (tak długo używaliśmy pieluch przy poprzedniej dwójce), wychodzi mi w sumie ponad 2300 zł (liczba zużytych pieluch przekracza 4000 sztuk).
Używając wyłącznie wielorazówek przez 2,5 roku (chociaż podobno dzieci na wielorazówkach wcześniej się odpieluchowują), piorąc je codziennie i nie powiększając mojego zestawu pieluch, zapłaciłabym ponad 1300 zł. Zaoszczędziłabym 1000 zł, więc całkiem sporą kwotę, zwłaszcza że bardzo tanią markę jednorazówek zamieniłam na drogą markę wielorazówek :) Gdybym używała pieluch marki Pampers i przerzuciłabym się na tanią markę wielorazówek, to oszczędność byłaby znacznie większa!
Czy wrócę do pieluch jednorazowych?
Obecnie używam wielorazowych i jednorazowych na zmianę. Jeśli sama się zajmuję Helą, to korzystamy z wielorazówek. Jeśli muszę zostawić ją z kimś innym albo wyjeżdżamy na dłużej, to używamy jednorazówek. Przy każdej takiej zmianie widzę ogromną różnicę. Gdy zmieniam jednorazówki na wielorazówki, to uderza mnie większa ilość pracy przy pieluchach (bo nie da się ich po prostu wyrzucić do kosza), jeśli wracam do jednorazówek, to zaczyna mnie przerażać ogromna ilość pieluch, którą zużywamy i wywalamy na śmietnik.
Pomimo tego, że jestem raczej leniwa i nie lubię dokładać sobie pracy, to myślę, że zostaniemy przy naszym systemie mieszanym z przewagą wielorazówek. Na pewno okres letni spędzimy z pieluchami Close, bo w upały bardziej przemawiają do mnie pieluchy wielorazowe. Poza tym używanie wielorazówek daj mnóstwo rozrywki, już teraz zbieram cytaty do wpisu „10 najdziwniejszych reakcji na pieluchy wielorazowe” :)