Jak długo pracować w ciąży – poradnik dla pracoholiczek

Jak długo pracować w ciąży – poradnik dla pracoholiczek

Na wstępie zaznaczam, że ta notka jest dla tych przyszłych mam, które lubią swoją pracę, czują się w niej spełnione i chcą się w niej rozwijać. No i raczej jest to o takich mamach jak ja, czyli pracujących na etacie — które do pracy muszą wstać codziennie i nie mogą rano dojść do wniosku, że dzisiaj powinny odpocząć, więc popracują jutro. Jestem w trzeciej ciąży i w każdej z nich na pytanie, jak długo chcesz pracować, odpowiadałam „Jak najdłużej”. Oczywiście w każdej ciąży (oprócz tej trzeciej) zdarzały mi się kilkutygodniowe zwolnienia z zaleceniem leżenia z nogami do góry, ale później do pracy wracałam i dalej chciałam pracować „jak najdłużej”. Jeśli ktoś swojej pracy nie lubi i chce iść na zwolnienie po pojawieniu się 2 kresek na teście, to niech dalej nie czyta, bo zmarnuje swój czas :)

Ciąża jest stanem wyjątkowym, w którym organizm wykonuje ogromny wysiłek stworzenia w naszym ciele nowego człowieka. Ciężarne zazwyczaj dość szybko przyzwyczajają się do tego stanu rzeczy i akceptują to, że jest im ciężko, wszystko robią wolno i przestają być tak sprawne intelektualnie, jak przed ciążą. Mnie najczęściej ta ociężałość fizyczna i intelektualna dopadała w 3 trymestrze. Doświadczenie mówi mi, że najtrudniej znaleźć moment, w którym mówię „dość, idę na zwolnienie”, bo zawsze jest jeszcze coś do zrobienia, zawsze jest jakiś kolejny fajny projekt, poza tym lubię ludzi, z którymi pracuję. Jak więc mogłabym tak po prostu z tego zrezygnować?

Przy każdej ciąży już na samym początku ustalałam sobie, że chcę pracować do końca II trymestru — rozmawiałam z koleżankami z pracy, które ciąże miały za sobą, które pracowały w tym samym dziale co ja i wykonywały podobną pracę i z tych rozmów zawsze wynikało, że dla nich III trymestr był momentem granicznym — było już im po prostu za ciężko. Później w miarę upływu czasu korygowałam moment pójścia na zwolnienie w zależności od mojego samopoczucia oraz od ilości pracy (bo u mnie są takie okresy, kiedy mogę bez problemu wyjść z biura po 8 godzinach, ale bywa też tak, że kończę pracę po 12 godzinach). W pierwszej ciąży na zwolnienie poszłam pod koniec 7 miesiąca ciąży, w drugiej na początku 7 miesiąca. Przy trzeciej ciąży na zwolnienie planowałam pójść mniej więcej w tym samym czasie — czyli gdzieś na początku 3. trymestru. No właśnie plany, planami a życie i tak wszystko weryfikuje po swojemu.

Po czym poznać, że już czas na zwolnienie?

Osoby takie, jak ja (czyt. lubiące swoją wielogodzinną i męczącą pracę) są w stanie w każdej sytuacji wytłumaczyć sobie, że mimo przemęczenia dadzą radę popracować kolejny tydzień — przecież gdy nie byłam w ciąży, też bywałam przemęczona i dałam radę. Po czym więc poznać, że nie należy dłużej wmawiać sobie zdolności do pracy?

Słuchaj partnera!

Przede wszystkim należy słuchać swojego partnera — w końcu, to z nim spędzamy czas po pracy, kiedy wracamy do domu, opada adrenalina i wychodzi z nas zmęczenie. On jest najlepszym obserwatorem — wie jak wyglądał nasz czas pozapracowy, kiedy nie byłyśmy w ciąży i teraz kiedy jesteśmy. My możemy sobie wmawiać, że skoro jesteśmy w ciąży, to normalne jest to, że po powrocie z pracy zalegamy na łóżku i wstajemy dopiero rano. Dla niego, czyli człowieka, który w ciąży nigdy nie był i nie będzie, takie zachowanie wykracza poza jakiekolwiek normy.

Ciąża nie polega na tym, że musimy zrezygnować z wszystkiego poza pracą. Musimy mieć siły na jedno i drugie. Jeśli wracamy z pracy i mamy siły na kilka godzin aktywności wszystko jest w porządku, jeśli mamy siłę tylko na pracę, wtedy coś musimy zmienić. W przeciwnym wypadku okaże się, że w pracy dajesz radę, ale po powrocie wyżywasz się na bogu ducha winnym mężu, który co prawda powinien być wyrozumiały, ale przecież wszystko ma swoje granice :)

Słuchaj lekarza!

Poza tym lekarz prowadzący ciążę powinien wiedzieć, na czym polega wasza praca. Jeśli pracujecie fizycznie, to sprawa jest jasna, z tym nikt nie dyskutuje. Jeśli jesteś nauczycielką, to wiadomo — wszędzie te głośne dzieciaki, zarazki, bójki i stres. Ale jeśli jest to praca biurowa, to sprawa wydaje się trudniejsza.

Większość ludzi, która nigdy nie pracowała w „biurze” (czytaj: w korporacji, w agencji reklamowej, w konsultingu i wszędzie tam, gdzie praca biurowa nie polega na 8-godzinnym stukaniu w klawiaturę) kojarzy pracę biurową z czymś niezwykle przyjemnym — wchodzisz do biura o 9.00, włączasz komputer, kawka i śniadanko, potem sprawdzasz, co masz dzisiaj do zrobienia, coś tam stukasz służbowo przez godzinkę, potem lunch i kawka. No, a potem sprawdzasz prywatną pocztę i siedzisz na forach internetowych, o 16.30 zaczynasz się zbierać do wyjścia, tak żeby punkt o 17.00 móc wstać od biurka w płaszczu i wyjść do domu. Zdarzyło mi się trafić podczas ciąży do lekarza, który tak właśnie wyobrażał sobie moją codzienną aktywność. Szkoda, że nie usłyszał co ja myślę o jego robocie ;)

Lekarz powinien więc wiedzieć, jak wygląda wasz dzień w biurze — praca w stresie, długie podróże służbowe, praca po godzinach, oferty przetargowe robione na ostatnią chwilę, prośby od szefa w stylu: „Przygotuj mi wstępną strategię na najbliższe 3 lata, ale bez pośpiechu potrzebuję tego dopiero za 3 godziny”. Czasami lekarzowi trudno jest zrozumieć, że nie zawsze wychodzimy z pracy po 8 godzinach, że czasami dopiero po 12, a czasami siedzimy jeszcze dłużej. Dlatego rozmawiaj na temat swojej pracy z lekarzem już od samego początku ciąży.

Ja mam to szczęście, że mąż mojej ginekolog podobnie jak ja pracuje w korporacji i ona doskonale sobie zdaje sprawę z tego, jak wygląda moja praca. Dodatkowo interesując się pracą wszystkich swoich pacjentek, wie niesamowicie dużo o tym, jak może wyglądać praca, która z pozoru wydaje się łatwa, lekka i przyjemna. Ogromny plus dla niej — zresztą zaraz po moim mężu była drugą osobą, która zasugerowała, że powinnam w najbliższym czasie pomyśleć o zwolnieniu.

Słuchaj siebie!

Mimo swojej miłości do pracy należy słuchać swojego organizmu. Mnie jest trudno, bo jak się wciągnę do robienia czegoś, to mogę nie jeść, nie pić, nie spać — tylko siedzę i pracuję, aż skończę. Tak mam ze wszystkim — sprzątaniem, czytaniem czy z pracą. Po prostu zjem, napiję, wyśpię się, jak skończę, przecież nie umrę. Tylko że w ciąży oprócz mnie samej jest jeszcze drugi organizm, który ma znacznie większe wymagania niż ja. On wyciągnie z nas wszystko, czego potrzebuje, a nam zostawi resztę i jeśli my nie zadbamy, żeby tej reszty było odpowiednio dużo, to sobie zaszkodzimy.

Organizm może dawać nam różne sygnały, mniej lub bardziej drastyczne, ale lekceważyć ich nie należy. Ja dałam mu dojść do słowa, kiedy po bardzo ciężkich 2 tygodniach w pracy, pierwszy wolny dzień przespałam w całości. Pewnie zaakceptowałabym taki poziom zmęczenia, gdybym nie była w ciąży, ale w 5 miesiącu ciąży dało mi do dużo do myślenia.

Kolejny objaw, który skłonił mnie do rozważenia zwolnienia to brak możliwości siedzenia przed komputerem. Po prostu pewnego dnia przyszłam do pracy, usiadłam przy swoim biurku i zorientowałam się, że nie mogę siedzieć, bo ciężko mi oddychać, żołądek znajduje się w okolicy przełyku, a brzuch sprawia, że nie dosięgam rękami do klawiatury. Przepracowałam dzień w pozycji półleżącej i wychodząc z pracy, doszłam do wniosku, że nie powinnam się dłużej oszukiwać.

To, co pod koniec ciąży zawsze uniemożliwiało mi pracę to ociężałość intelektualna, prawdopodobnie płód w trakcie ciąży pożywia się moim mózgiem, bo zdolności myślenia, kojarzenia faktów czy sprawności intelektualnej wtedy nie posiadam. Kiedy odkrywałam kłopoty z myśleniem, to zawsze był to dla mnie znak, że nie powinnam więcej przychodzić do pracy, bo zatrudniają mnie w niej ze względu na moją inteligencję, a nie pomimo niej ;) Nie chciałam więc pozostawiać po sobie wrażenia, że mam kłopoty z myśleniem, bo miałam w planie wrócić do pracy i być w niej tak samo docenianą, jak przed ciążą.

Strach przed zwolnieniem po powrocie z urlopu macierzyńskiego

Czasami chcemy pracować dłużej, niż pozwala nam na to nasz stan, ze względu na strach przed utratą pracy po powrocie z urlopu macierzyńskiego. Wiemy, że nasz pracodawca jest niezadowolony z tego, że pracownice zachodzą w ciążę, a jeśli idą na zwolnienie lekarskie, to zaczyna się wściekać. Skoro już jesteś w ciąży, to jest już za późno na takie przemyślenia :)

Jeśli pracodawca uważa, że ciężarna to kula u nogi, to z całą pewnością nie doceni tego, że postanowiłaś urodzić na wykładzinie w pokoju z ksero. Na serio, nikt nie doceni tego, że pracowałaś do samego porodu — co więcej współpracownicy, którzy mają rodzinę, zaczną myśleć, że być może jesteś nieodpowiedzialna. Bez względu na to, czy pójdziesz na zwolnienie w piątym, siódmym czy w dziewiątym miesiącu to i tak zapomną o Tobie zaraz po tym, jak zamkną się za Tobą drzwi. Przypomną sobie wtedy, kiedy będziesz miała wrócić z urlopu macierzyńskiego.

Poza tym, jeśli pracodawca odczuwa chroniczną nienawiść do ciężarnych, to nie myśl, że z matkami będzie inaczej — one w końcu chodzą na zwolnienie lekarskie, gdy dziecko jest chore i muszą wyjść z pracy punktualnie, żeby zdążyć odebrać dziecko z przedszkola.

Mnie akurat taki pracodawca nigdy się nie trafił, ale gdyby tak było, to nie poświęcałabym się w imię solidarności z szefem, a urlop macierzyński częściowo spędziłabym na szukaniu nowej pracy, takiej, w której matka z dzieckiem nie jest traktowana jak pracownik drugiej kategorii.

Zobacz
więcej

Bezpieczna droga do żłobka, szkoły i przedszkola

Bezpieczna droga do żłobka, szkoły i przedszkola

Już za chwilkę będziemy znowu odprowadzać swoje dzieci do szkoły, przedszkola czy żłobka. Zapewne jeśli pogoda pozwoli, to będziemy chodzić pieszo, czy jeździć rowerem, ale jeśli mamy daleko, albo pogoda zacznie zawodzić, to prawdopodobnie zaczniemy w tym celu używać samochodu.