Co prawda nie jesteśmy już zamknięci w domach i od kilku tygodni mniej, lub bardziej chętnie wychodzimy do świata, ale te 2 miesiące, kiedy praktycznie nie wyściubialiśmy nosa poza nasze progi, sprawiły, że dużo bardziej zainteresowaliśmy się naszym domem i ogrodem. Nie było wyjazdów, wyjść na miasto, kina, spotkań ze znajomymi, więc trzeba było sobie znaleźć jakieś inne formy spędzania czasu. Nasz dom z całą pewnością na pandemii zyskał, a ja wkręciłam się w mniejsze i większe remonty. Największym moim odkryciem był balkon!
Niby wiedziałam, że on jest, ale nigdy z niego nie korzystaliśmy, bo mając ogród, nie czuliśmy takiej potrzeby. Teraz mamy dodatkowe 9 m2 pięknej przestrzeni, na której można się schować przed dziećmi albo opalać, bo balkon mamy od strony zachodniej, więc zazwyczaj jest na nim dość upalnie. Zanim się zabrałam za jego urządzanie, był miejscem, w którym stał agregat klimatyzacji, oraz jak się okazało stare rolety, które zapomnieliśmy wyrzucić jakieś 4 lata temu (co jest najlepszym dowodem na to, że nie korzystaliśmy z niego ani trochę).
Niezbyt zachęcające miejsce, prawda?
W kwietniu podglądałam, co ze swoim balkonem zrobiła Paulina Stępień (domowa.tv) i doszłam do wniosku, że ja też potrzebuję takiego balkonu, głównie dla siebie, by móc sobie tam siedzieć w spokoju (bo w ciszy nie bardzo, gdyż niestety mieszkamy przy dość głośnej momentami ulicy). Chciałam więc mieć tam bardziej przyjemną dla bosej stopy podłogę, trochę zieleni i miejsce, by móc usiąść.
Wybór podłogi
Wiedziałam, że chcę podłogę drewnianą, bo jakoś wydawało mi się, że będzie najprzyjemniejsza zarówno wizualnie, jak i użytkowo. Przejrzałam cały internet i wyszło na to, że najbardziej ekonomiczna będzie podłoga RUNNEN z Ikei (kupowałam ją gdy była na promocji za 59.99 zł). Balkon mamy dość spory (pokoje dzieci mają chyba mniej niż ten balkon ;)), więc koszt tych drewnianych paneli nie był mały (599.99 zł), ale wciąż mniej niż inne drewniane podłogi, które brałam pod uwagę. Ponieważ spodobało mi się połączenie paneli drewnianych i trawiastych z Ikei, kupiłam jeszcze panele ze sztuczną trawą (są sporo droższe od tych drewnianych), które miały trafić pod barierkę na balkonie – założyłam, że łatwiej będzie mi przyciąć panele z trawy, tak by idealnie dopasować je do barierki. W sumie cała podłoga kosztowała niecałe 1000 zł, nieco więcej niż planowałam wydać (byłam pewna, że uda mi się zamknąć w 800 zł), więc wiedziałam, że będę musiała oszczędzać na innych rzeczach, żeby nie przesadzić z kosztami urządzania balkonu.
Montaż podłogi
Samo ułożenie paneli jest banalnie proste, najlepiej mieć do pomocy gumowy młotek, bo wtedy wystarczy przyłożyć panele do siebie i parę razy uderzyć w nie młotkiem, tak, żeby plastikowe zaczepy kliknęły. Dużo trudniejsze było wymyślenie, jak te panele ostatecznie mają leżeć. Niby przed zakupem wszystko sobie narysowałam, ale już w trakcie kładzenia podłogi chyba dwa razy zmieniałam koncepcję.
Między płytki gresowe a panele położyłam agrowłókninę. Tę myśl podsunęła mi przyjaciółka, która miała przez kilka lat taką podłogę na balkonie i okazało się, że po ściągnięciu paneli płytki były mocno zabrudzone i zniszczone. Myślę, że jest to naprawdę dobry pomysł, bo nie planuję ściągać tej podłogi co sezon, będę ją co roku pokrywać bejcą, no i generalnie między te deseczki na pewno dostanie się sporo brudu, więc jak mnie kiedyś weźmie na wymianę podłogi, to płytki gresowe będą w takim samym stanie, jak przed położeniem podłogi.
Jak się można było spodziewać, balkon nie został zaprojektowany tak, by panele 30 x 30 cm mieściły się na nim idealnie. Od początku było wiadomo, że albo będę musiała docinać panele, albo znaleźć inny sposób na to, by jakoś zasłonić te braki. Pomysłów było kilka, ale na szczęście ostatecznie zdecydowałam się docinać zarówno te drewniane, jak i trawiaste panele. Docinanie drewnianych paneli było dość łatwe, bo musiałam je po prostu trochę skrócić, większym wyzwaniem było docinanie trawy tak, by pasowała idealnie do barierki.
Żeby zrobić to dobrze, wycięłam z kartonu formy, a dopiero po sprawdzeniu, czy formy pasują do paneli już ułożonych, zabraliśmy się za cięcie. Całe szczęście od niedawna jesteśmy w posiadaniu wspaniałego multinarzędzia Black&Decker Multievo, bo był najlepszą wyrzynarką do paneli! I w sumie to dzięki Multievo poszło nam naprawdę szybko.
Powiem szczerze, że po pierwszych tygodniach z tą podłogą uważam, że to był strzał w dziesiątkę. Drewno jest ciepłe i przyjemne dla bosej stopy, bardzo szybko schnie po deszczu. Na trawie też się w sumie przyjemnie stoi, ale zdecydowanie dłużej schnie, więc świetnie się złożyło, że ułożyłam tę trawę na końcu, a nie na początku balkonu!
Osłona na klimatyzator
Klimatyzator na balkonie nigdy nam nie przeszkadzał, bo nigdy nie korzystaliśmy z balkonu. Teraz wiedziałam, że nie ma opcji by, go w jakiś sposób nie zasłonić. Zaczęłam więc szukać w internecie sposobów na te niezbyt urodziwe urządzenia i okazało się, że mnóstwo osób albo samodzielnie konstruuje takie osłony, albo je kupuje (nawet sklepy z klimatyzacją mają je w swojej ofercie).
Przeczytałam instrukcję obsługi naszego urządzenia i okazało się, że w zasadzie mogę je zabudować ścianą z każdej strony, zostawiając odpowiednią przestrzeń (5 cm z boku, 10 cm z tyłu i 35 cm z przodu). Nie planowałam jednak stawiać ścian, chciałam zrobić konstrukcję ażurową, bo dzięki temu odległość obudowy od przodu urządzenia będzie mogła być mniejsza. Przez chwilę chciałam nawet zamówić taką obudowę, ale proste drewniane konstrukcje to koszt ok. 500 zł. Nie po to tyle lat jeździłam na obozy harcerskie i budowałam meble z żerdzi, żeby teraz nie poradzić sobie z taką osłoną!
Konstrukcja osłony
Projekt tej osłony jest bardzo prosty – stelaż zrobiony jest z kantówek o przekroju 3 × 3 cm, a do stelaża przymocowane są łaty montażowe (listwy o przekroju 1 × 3 cm). Stelaż wymierzony jest tak, by po bokach było 5 cm odstępu, z przodu ok. 10 cm odstępu od klimatyzatora. Dodatkowo tył nie jest zabudowany, a osłona nie jest w żaden sposób przytwierdzona do podłogi, w związku z tym można ją przesuwać. Jeśli będę potrzebowała zwiększyć odstęp między przodem klimatyzatora a osłoną, to po prostu wysunę go do przodu.
Kantówki na stelaż:
Pierwsze przymiarki stelaża osłony:
Po zbudowaniu stelaża pomalowałam go bejcą VÅRDA z Ikei (żeby osłona pasowała kolorystycznie do podłogi) i docięłam listwy, które również pomalowałam tą samą bejcą. Dopiero kiedy listwy wyschły zaczęłam je przykręcać do stelaża. Z całego tego projektu, właśnie przykręcanie listew było najbardziej czasochłonne.
Między listwami jest ok. 1-1.5 cm odstępu, dzięki czemu nie blokują przepływu powietrza. Można oczywiście zrobić większe prześwity, ale my używamy klimatyzacji na tyle rzadko, że ważniejsze są dla mnie walory estetyczne. No i ja zawsze osłonę mogę przesunąć, więc w ogóle mnie te prześwity nie martwią.
Stelaż może na początkowym etapie wydawać się bardzo niestabilny, ale należy pamiętać, że po przykręceniu do niego prawie 100 listewek cała konstrukcja się usztywnia. Ku mojemu zaskoczeniu osłona jest sporo lżejsza, niż się spodziewałam, bez problemu może ją przenieść jedna osoba. Osłona kosztowała mnie 150 zł (bez bejcy), więc dużo mniej niż gdybym miała ją kupić, albo zamówić u stolarza. A jedynym narzędziem, jakiego potrzebowałam, by ją zrobić, był Black&Decker MultiEvo (wyrzynarka, szlifierka i wkrętarka)! To urządzenie jest tak genialne, że nie wiem, jak sobie radziliśmy z takimi pracami bez niego!
Meble – stary leżak i nowy fotel
Balkon miał być przede wszystkim miejscem, gdzie można odpocząć, chciałam więc by były tam dwa leżaki czy krzesła. Ponieważ wykosztowałam się na podłogę, to meble miały być w rozsądnych cenach. Stanęło na stoliku IKEA TRANARÖ, który może być i stolikiem i stołkiem. Dużym plusem jest to, że można go ustawić pod ścianą i zabiera mało miejsca, no i jest niedrogi (69,99 zł). Udało mi się też upolować w JYSKu bardzo wygodne krzesło UBBERUPP w zielonym kolorze – akurat były w promocji po 150 zł (albo 120 zł – nie pamiętam dokładnie). No i zamarzył mi się jeszcze leżak.
Mieliśmy na tarasie ponad dziesięcioletni leżak IKEA BROMMÖ, który wyglądał tak, jakby miał lat co najmniej 50. Nigdy go nie odświeżaliśmy, pomimo tego, że należałoby go bejcować raz w roku. Niestety jest on skonstruowany tak, że odmalowanie go wymaga wymiany wszystkich sznurków, a to było jednak mocno zniechęcające, bo po odmalowaniu trzeba by nowy sznurek odpowiednio zapleść i naciągnąć. Z drugiej strony postawienie takiego brzydkiego leżaka na nowym balkonie nie wchodziło w grę.
Ściągnęłam sznurki, zeszlifowałam ramę leżaka i pomalowałam ją na nowo bejcą IKEA VÅRDA. Znalazłam też w Leroy Merlin żółtą linkę, która tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam rozweselić ten brązowo-czarny leżak. Dużym wyzwaniem było naciąganie sznurków, ale ostatecznie udało się to zrobić przy użyciu mięśni! Efekt jest dużo lepszy, niż się na początku spodziewałam. Nie wiem tylko, jak odmaluję ten leżak za rok bez obcinania lin!
Kwiaty, czyli wisienka na torcie
Nawet najpiękniejszy balkon bez kwiatów wygląda smętnie, dlatego wiedziałam, że na tym balkonie kwiatów będzie dużo. Nie jest to jednak prosto, bo jak już pisałam, balkon jest od zachodu i jest na nim bardzo dużo słońca, więc rośliny, które na nim stoją praktycznie przez cały dzień, grzeją się w słońcu. Wiedziałam, że nie chcę też kwiatów, które będą wymagały dużo pracy, bo prędzej czy później zapomnę je podlać. Dlatego szukałam takich, które wytrzymają te niezbyt przyjazne warunki.
Balkon jest dość wąski, więc od razu zapragnęłam mieć z jednej strony dużą donicę, która zajęłaby całą jedną ścianę. Na Allegro znalazłam idealną, normalnie jakby ktoś ją specjalnie dla mnie zrobił! Posiałam w niej łąkę kwietną, bo mam nadzieję, że ona sobie będzie tam sama rosnąć! Łąka będzie dość wysoka (60-150 cm), więc liczę na to, że zrobi się tam bardzo przytulnie i pachnąco! Wybrałam łąkę na suche tereny, bo będzie dobrze rosła w tak słonecznym miejscu.
Z drugiej strony balkonu, na wysokim parapecie ustawiłam trzy skrzynki IKEA KNAGGLIG (zabejcowane bezbarwną VÅRDA). A do nich trafiły kwiaty, które dostałam od przyjaciółki (orostachys, delosperma, kordylina). Lawenda, goździki i kostrzewa sina to już mój wybór, ponoć lubią takie słoneczne miejsca i całkiem nieźle sobie radzą, nawet jeśli zdarzy się człowiekowi zapomnieć o podlewaniu.
Balkon prezentuje się teraz tak, że trudno uwierzyć, że jeszcze 2 miesiące temu był smętnym straszydłem. I gdyby się okazało, że wakacje trzeba będzie spędzić w domu, to ja jestem gotowa. Biorę zapasy Aperola i jadę na Los Balconos!
Tak wygląda metamorfoza naszego balkonu: