Jest wiele różnych teorii, na temat tego, w czym świeżo narodzony potomek powinien spać. Większość rodziców kupuje przed narodzinami standardowe łóżeczko dziecięce (120x60cm) a później albo korzysta z tego łóżeczka zgodnie z przeznaczeniem, albo robi w nim składzik na świeżo złożone pranie, a dziecko spędza każdą noc w łóżku z rodzicami. My przy Franku byliśmy twardzielami – Franek miał od początku swój pokój (sąsiadujący z naszą sypialnią) i swoje łóżeczko, i sypiał właśnie tam. A ja w trybie zombie pół każdej nocy wędrowałam między moim łóżkiem a łóżeczkiem Franka, grzecznie karmiłam go siedząc na fotelu, a potem starałam się odłożyć go do łóżeczka, tak żeby się nie obudził. Nie wiem jak mi się udało to przetrwać, chyba pomogło mi to, że tuż obok łóżeczka Franka stał mega wygodny, wielki fotel, w którym można się było wyspać :)
Przy drugim dziecku postanowiłam bardziej zadbać o swoją wygodę. Chciałam żeby Lila spała jak najbliżej mojego łóżka, tak żebym nie musiała w nocy wędrować, żeby ją nakarmić. Raczej jestem przeciwna kładzeniu dzieci spać razem z rodzicami (po pierwsze może się to wiązać z zagrożeniem życia dziecka, a po drugie łóżko rodziców należy do rodziców, a nie do rodziny :)), dlatego zdecydowałam się na tzw. kosz Mojżesza (czyli mały wiklinowy kosz na stojaku). Długo się wahałam, bo ceny nowych koszy były dla mnie trochę z kosmosu, ale udało mi się upolować na drugim końcu Polski przepiękny używany w pełni sprawny egzemplarz w bardzo niskiej cenie.
Szczerze mówiąc teraz nie wyobrażam sobie innego łóżeczka dla noworodka. Kosz jest mały, więc mieści się tam dziecko do 3-4 miesiąca życia, dzięki czemu jest przytulnie, a noworodek czuje się w nim bezpiecznie. Stojak na kosz miał płozy, więc można kołysać dziecko podczas usypiania. No i najważniejsze jest to, że cały wynalazek ma dosyć małe wymiary zewnętrzne, więc można go postawić koło łóżka nawet jeśli miejsca w sypialni jest mało. U mnie przez 4 miesiące kosz stał przy łóżku, więc nocne karmienie wymagało ode mnie tylko wyciągnięcia rąk po Lilę, nakarmienia jej i odłożenia z powrotem – a to wszystko bez odrywania pupy od łóżka , kołysanie było jeszcze prostsze, bo wystarczyło wyciągnąć rękę w kierunku kosza:) Kosz jest lekki, więc długo mi służył jako przenośne łóżeczko (jak szłam się kąpać to Lila leżała sobie w łazience właśnie w koszu).
Minusem może być to, że kupowanie łóżeczka dla dziecka tylko na kilka miesięcy bywa nieekonomicznie. Można się z tym zgodzić, jeśli kupujemy nowy kosz (cena popularnego, nowego kosza Mamas & Papas to ok. 500zł). Jeśli uda nam się znaleźć dobre oferty sprzedaży używanego kosza (a im dalej od Warszawy tym taniej), to kiedy będziemy sprzedawać kosz po 4 miesiącach używania, może się okazać, że jeszcze na nim zarobimy (ja byłam 50zł na plusie :)).
Jeśli ktoś z was nie ma zamiaru się katować nocnymi wędrówkami do łóżeczka dziecka, to jak najbardziej powinien się zaopatrzyć w kosz Mojżesza (koniecznie ze stojakiem). Ja jestem zdania, że każda pomoc przy zminimalizowaniu chronicznego niewyspania matki jest potrzebna :)
TUTAJ możecie przeczytać recenzję kosza marki Shnuggle.