Czy mamy na pokładzie jakieś matki zarobione po pachy, niemające nigdy na nic czasu, a do tego wiecznie niezadowolone z siebie, bo mogłyby przecież robić więcej, częściej i lepiej? Czy nie jesteście w stanie usiąść na pupie na 5 minut, bo przecież czas ucieka przez palce, a jeszcze praca i dom, i dzieci? Nie wiem, jak jest u was, ale u mnie jest właśnie tak! Robię sto czynności równocześnie, mam na głowie milion rzeczy i nigdy nie mogę skupić się na tym, co w danej chwili ważne, bo zajmuję się gaszeniem pożarów, które co rusz wybuchają w pracy, w szkole, czy w domu. Prawdziwa matka-strażak. Do tego dochodzi brak czasu na odpoczynek, a w zasadzie nieumiejętność odpoczywania wtedy, kiedy powinnam! Gdyby jeszcze efektem tego wszystkiego poza padniętą matką był lśniąco czysty dom, praca wykonana na czas i szczęśliwa rodzina, to można by dojść do wniosku, że w sumie warto. Ale rzeczywistość jest niestety zupełnie inna.
Jestem perfekcjonistką, co oznacza, że robię coś tak długo, aż uznam, że nie da zrobić się tego lepiej. To pochłania strasznie dużo czasu i każdą najprostszą czynność może zamienić w syzyfową pracę, którą będę kończyć tak długo, że dzieci zdążą na studia wyjechać i założyć rodziny. Od czasu do czasu perfekcjonizm pozwala poczuć ogromną satysfakcję, bo uda się coś zrobić najlepiej na świecie, ale w 90% przypadków perfekcjonizm jest przyczyną niezadowolenia z efektów i z siebie, a to z kolei prowadzi do coraz gorszej samooceny.
Mam też problem z ustalaniem priorytetów. Od kiedy jestem swoim własnym szefem, muszę sama określać, co jest ważne i pilne, i powiem szczerze, że jest to dla mnie trudne, bo zawsze wszystko jest najpilniejsze i nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała porzucić wykonywaną czynność A, dla mega pilnej czynności B, i jeszcze pilniejszej czynności C. Jeśli na to nałożę wszystkie równie pilne wydarzenia rodzinno-domowe, to efekt jest taki, że ogarniam nie te rzeczy, które są priorytetami, ale te, które spadają na moje barki, jako ostatnie.
Dodatkowo bardzo często obciążam się rolą organizatora życia rodziny. Taką już mam osobowość, że nie ma dla mnie nic bardziej atrakcyjnego od planowania i organizowania, a urządzanie innym życia byłoby zapewne moim hobby, gdyby tylko inni mi na to pozwalali ;) W związku z tym często bywa tak, że kiedy trzeba coś zaplanować, ustalić i zorganizować to czuję, iż jest to na moich barkach, gdyż jak wiadomo ja perfekcjonistka zrobię to najlepiej. Oczywiście mój rozum wie, że nie muszę wszystkiego robić sama, ale w tej kwestii zbyt często nie zważam na mój rozum.
Jak się domyślacie perfekcjonizm, problem z ustalaniem priorytetów, praca na znacznie więcej niż jeden etat, trójka dzieci, z którymi zawsze coś (przy tej liczbie to już się nie da bezproblemowo ;)) i jeszcze konieczność ogarniania połowy domu (bo obowiązki dzielimy z Michałem na pół) to wybuchowa mieszanka. Bo w efekcie nie mam ani czasu dla siebie, ani na pracę, ani dla rodziny, ani dla domu, mam za to czas na skakanie z jednego pilnego zadania na drugie.
Dlatego, kiedy Pani Swojego Czasu, czyli Ola Budzyńska zaprosiła mnie do współpracy przy promocji jej najnowszego kursu „Mama ma czas” to pomyślałam, że spada mi z nieba, bo oto Pani Swojego Czasu nauczy mnie teraz, jak mam ogarniać wszystko tak, żeby i dom był czysty, i praca była dobrze zrobiona, i gacie poprane, i dzieci szczęśliwe, i mąż zachwycony. Odliczałam dni, aż będę mogła poznać te tajniki kobiety, żony i matki idealnej.
Od początku nastawiałam się na to, że to nie będzie łatwe zadanie i nie wystarczy wysłuchać kursu i odbębnić kilku ćwiczeń. To miała być ciężka praca, nauka wyciskania doby, jak cytrynki, tak żeby nawet jedna sekunda nie poszła na marne. Nie wiem, po jakim czasie zorientowałam się, że kurs jest zupełnym przeciwieństwem tego, na co liczyłam. Być może wtedy, gdy doszłam do materiałów zatytułowanych: „Jak nauczyć się odpuszczać?” i „Jak radzić sobie z perfekcjonizmem?”. W każdym razie później już nic nie było takie samo, bo okazało się, że z każdej godziny to ja więcej niż 3600 sekund nie wycisnę i zamiast się męczyć z wyciskarką lepiej zastanowić się nad tym, z czego zrezygnować i jak zorganizować całą resztę.
Dla kogo tak naprawdę jest kurs „Mama ma czas”?
Przyznaję, że dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że ten kurs, to wcale nie jest kurs z zarządzania czasem dla mam, czy nawet dla rodziców, ale w dużej części skupia się on na całej rodzinie. Wielka była moja radość, kiedy okazało się, że planowanie czasu rodziny nie może być w rękach jednej osoby (czyli najczęściej matki), tylko trzeba to robić WSPÓLNIE, bo dom to nasza wspólna odpowiedzialność (i czasem chodzi tu o wciągnięcie w tę robotę dzieci, a czasem męża i dzieci). Powiem szczerze, że Pani Swojego Czasu szybko stała się moją ulubioną vlogerką parentingową, bo tyle ile na kursie „Mama ma czas” nauczyłam się od Oli na temat podziału obowiązków, komunikacji w rodzinie czy wspólnego planowania, to nigdzie w internecie nie wyczytałam.
I tak, zamiast nauczyć się bycia Perfekcyjną Marysią, ukończyłam kurs perfekcyjnie nieidealnej matki, która musi odpuścić sporo rzeczy, by móc skupić się na tym, czego odpuścić się nie da. Oczywiście to nie jest tak, że Ola wypowiedziała magiczne zaklęcie, a ja nauczyłam się wszystkiego, bo zmiany wprowadzam małymi krokami. Już teraz mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona ze spotkań rodzinnych, które Ola rekomenduje i sama stosuje po pierwsze po to, by spędzić wspólnie czas, a po drugie, by wyjaśniać wszelkie rodzinne nieporozumienia i wspólnie planować. My dopiero zaczynamy przygodę z tymi spotkaniami, ale efekty są takie, że (TERAZ UWAGA) po wspólnym ustaleniu podziału obowiązków, dzieci się do tego podziału stosują bez marudzenia! Normalnie szok! Od kiedy obowiązki wynikają z naszej wspólnej rozmowy i umowy, są zdecydowanie chętniej wykonywane, niż kiedy wynikały tylko z naszego mówienia. W ciągu jednego spotkania zrzuciłam z siebie 4 obowiązki, które z dnia na dzień stały się obowiązkami dzieci! Jeśli zachowam to tempo, to za pół roku będę tylko leżeć i pachnieć, a resztę będą robić dzieci ;)
Oczywiście kluczem do sukcesu jest tu regularność, zapisywanie wszystkiego na kartkach (najlepiej dużych i dobrze widocznych), no i komunikacja, bo jeśli poprzestaniemy na jednym spotkaniu, na którym podzielimy obowiązki i ustalimy harmonogramy i inne plany, to pewnie zapału wystarczy na dwa tygodnie. Jeśli będziemy obowiązkowi, to nie tylko zorganizujemy nasze rodzinne życie, ale i nauczymy nasze dzieci planowania i organizacji, a to im się przyda zapewne już w pierwszych tygodniach szkolnego życia.
Skoro mi jest trochę łatwiej w obowiązkach domowych, to oznacza, że mam więcej czasu na inne rzeczy. W związku z tym zaczęłam lepiej planować pracę, której nie przerywam już pracami domowym, gdyż sprytnie przekonałam dzieci, że najciekawszymi obowiązkami będą te, które normalnie wykonywałam właśnie w czasie pracy ;) Ustalenie porannych i wieczornych harmonogramów działania (czyli listy powtarzalnych zadań do wykonania) zdecydowanie usprawnia te pory dnia i eliminuje konflikty, które chyba w każdym domu wybuchają przy okazji porannego wyjścia i wieczornego przygotowywania się do snu.
Cel, jaki chcę osiągnąć to mniejszy chaos w moim własnym życiu, lepsze rozdzielanie pracy od życia po pracy (czyli kończenie pracy o 17) i umiejętność skupiania się na priorytetach, a nie liście zadań. Pomocą w realizacji tego celu jest właśnie kurs „Mama ma czas”, który pozwala nauczyć się tego, jak znaleźć czas w natłoku obowiązków, z których każdy wydaje się najpilniejszy na świecie.
Cały kurs składa się z ośmiu modułów, z których każdy wypełniony jest wiedzą po brzegi. Jedne są mocniej skupione na nas i naszych priorytetach, inne są bardziej narzędziowe, ale całość jest naprawdę bardzo wciągająca. Kiedy po przedostatnim module myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, to okazało się, że kolejny moduł to prawdziwa bomba, bo w całości skupia się on na Pozytywnej Dyscyplinie, czyli metodzie wychowawczej opartej na wzajemnym szacunku i miłości. Moduł prowadzony jest przez Joannę Baranowską, prekursorkę Pozytywnej Dyscypliny w Polsce, a w kursie znalazł się dlatego, że Ola Budzyńska właśnie tę metodę wychowawczą stosuje i spotkania rodzinne, będące podstawą rodzinnego planowania są elementem pochodzącym z Pozytywnej Dyscypliny.
Jednym słowem kurs „Mama ma czas” to taki megaporadnik dla tych mam, które czują, że już dalej nie pojadą, albo dla tych, które chcą się przygotować i wdrożyć zmiany, zanim poczują frustrację z niemożności bycia perfekcyjną w każdym aspekcie życia, albo dla tych, które zorientowały się, że pomimo posiadania całkiem dużych dzieci są jedynymi osobami, które dbają o wspólny dom. W sumie nie ma znaczenia, czy dopiero przygotowujecie się do roli mamy, czy jesteście rodzicami starszych dzieci, jeśli waszym marzeniem jest więcej czasu i lepsza organizacja, to ten kurs jest dla was! A i warto w ten kurs wciągnąć waszych partnerów! Pewnie nie każdy facet będzie chciał śledzić całość, ale ZANIM zaczniecie wprowadzać zmiany warto pogadać o tym z partnerem, żeby nie czuł się zaskoczony. U nas akurat Michał jest wielkim fanem wszystkiego co poprawia organizację i zmniejsza ilość domowych awantur, więc nie musiałam go długo przekonywać.
Kiedy i gdzie można kupić kurs „Mama ma czas”?
Jeśli nie znałyście wcześniej Pani Swojego Czasu, to najwyższa pora to zmienić! Dla mnie ten kurs (a przesłuchałam i obejrzałam 99% materiałów udostępnionych przez Olę) to nie tylko dawka wiedzy i praktycznych wskazówek, ale i rozrywka, bo Ola jest bardzo fajną dziewczyną i słuchanie jej to ogromna przyjemność i świetna zabawa. Gdybyście zastanawiały się, gdzie ten cudowny kurs można nabyć, to melduję, iż jeszcze przez tydzień (do 4 czerwca) będzie on do nabycia o TUTAJ.
Jeśli go kupicie, to będziecie mogły go sobie otworzyć, oglądać i wykonywać ćwiczenia tak długo, jak będziecie chciały i wtedy, kiedy wam najbardziej pasuje. Dlatego, jeśli wiecie, że to jest coś dla was, ale nie macie w tej chwili czasu, żeby go przejść, to i tak polecam, by go kupić, a zrobić w późniejszym terminie.
Kurs można kupić w jednym z trzech pakietów:
STANDARD
To jest pakiet, z którego korzystałam ja! W tym pakiecie znajduje się 8 modułów kursu oraz moduł bonusowy, w którym znajdziecie dodatkowe materiały od Pani Swojego Czasu oraz kilku blogerek zaproszonych do współpracy. Są tam też zniżki do kilku sklepów, więc jest z czego korzystać.
Pakiet Standard kosztuje 319 zł.
PREMIUM
W tym pakiecie oprócz kursu dostaniecie dostęp do tajnej grupy na FB poświęconej właśnie temu kursowi, webinar dostępny tylko dla kursantek, audiobook „Jak zostać Panią Swojego Czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet” i notatki wizualne do niego oraz dodatkowe materiały z narzędziami Pozytywnej Dyscypliny.
Pakiet Premium kosztuje 419 zł.
VIP
A to już prawdziwy wypas, czyli pakiet premium poszerzony o indywidualną konsultację z Olą Budzyńską (przez Skype’a).
Pakiet VIP kosztuje 1299 zł.
Nie miałam możliwości skorzystania z pakietu VIP oraz Premium, ale z ręką na sercu oświadczam, iż pakiet Standard warty jest tych pieniędzy, zwłaszcza że materiał jest bardzo bogaty i można z niego korzystać bez ograniczeń czasowych, więc nawet jeśli zdecydujecie się na kurs jako mama niemowlaka, to za kilka lat będzie można jeszcze raz do niego wrócić i wdrażać to, co sprawdzi się przy starszym dziecku.
Pamiętajcie o tym, że sprzedaż trwa tylko do 4 czerwca, więc trzeba dość szybko podjąć decyzję, czy potrzebujecie takich zmian i narzędzi w waszym życiu, czy nie. Ja polecam <3 I moja rodzina też!