Kiedy zaczynałam biegać (a było to niecałe 2 miesiące temu), to robiłam to z myślą o tym, żeby móc bez wstydu przebiec najszczęśliwsze 5 kilometrów, czyli The Color Run — bycie ambasadorem tego biegu w końcu zobowiązuje, by w nim chociaż wystartować i go ukończyć. Na początku wydawało mi się, że 5 kilometrów to jakaś kosmiczna odległość nie do przebiegnięcia dla normalnego człowieka. Życie mnie zaskoczyło, gdy okazało się, że dużo bardziej wykańcza mnie fizycznie cały dzień z trójką dzieci, niż przebiegnięcie tej odległości. Byłam z siebie mega dumna, kiedy po pierwszych 3 treningach biegowych wiedziałam, że na pewno w całości przebiegnę The Color Run i nie byłabym sobą, gdybym nie podniosła sobie poprzeczki. Skoro wstydu z bieganiem nie będzie, to może pobiegnę z dzieckiem w wózku? Mój pierwszy biegowy wózek – Bugaboo Runner dotarł do nas dopiero na 10 dni przed startem, ale okazało się, że tyle mi wystarczyło, żeby sprawdzić, jak biega się z wózkiem i czy podołam razem z Helą tym 5 kilometrom :)
Bardzo się cieszę, że to właśnie The Color Run był moim pierwszym oficjalnym startem, bo obyło się bez stresu, rywalizacji i biegu do utraty tchu — był to po prostu bardzo przyjemny bieg ze znajomymi. Ten bieg to kwintesencja radości z biegania — nie ma pomiaru czasu i ścigania się, jest za to wspólne bieganie (albo chodzenie, jeśli ktoś nie da rady biec), w trakcie którego co kilometr na uczestników biegu wysypywany jest kolorowy proszek. Dzięki temu wszyscy kończą bieg cali pokolorowani, pomimo że na starcie każdy ma na sobie białą koszulką. Mega zabawa :) Po biegu oprócz zmęczenia jest też mnóstwo śmiechu w związku z tym, że każdy z uczestników wygląda tak, jakby tarzał się w sproszkowanej kolorowej kredzie, no i jest zabawa — tańce, zdjęcia, dalsze obsypywanie się kolorowym proszkiem.
Nie żałuję, że zabrałam ze sobą Helę — co prawda ona przespała w wózku cały bieg, ale dzięki temu, że pchałam przed sobą wózek, to na kolorowych bramkach byłam nieco bardziej ulgowo traktowana i moje okulary zostały zasypane dopiero na ostatniej bramce :D A mina Heli po przebudzeniu na mecie była bezcenna — długo mi się musiała przyglądać, żeby uwierzyć, że jestem jej mamą :)
To był zdecydowanie najszczęśliwsze 5 kilometrów, które przebiegłam, co zresztą widać na zdjęciach :) Zazdroszczę też mieszkańcom Krakowa i okolic — The Color Run jeszcze przed wami! Koniecznie przebiegnijcie wasze najszczęśliwsze 5 kilometrów 20 września!
Wszystkich, którzy martwili się o stan wózka po biegu informuję, że wózek wygląda jak nowy, wystarczyło polać go wodą :)
Za zdjęcia pięknie dziękuję Iwonie z bloga psiewedrowki.pl, Agacie z bloga wybiegane.pl, Michałowi – mężowi Marty z bloga zamotani.pl oraz organizatorom The Color Run:)







