Zanim zostałam mamą, jakoś bardzo nie zastanawiałam się nad tym, jak będę karmić Franka. Zakładałam, że będzie to karmienie piersią, ale nie rozmyślałam na ten temat, bo wydawało mi się, że wystarczy przystawić dziecko do piersi i już – dokładnie tak, jak na zdjęciach w kolorowych magazynach dla rodziców.
Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej skomplikowana i karmienie Franka w niczym nie przypominało tych ładnych obrazków. Nigdy tak się nie wkurzyłam na te gazetki dla mam, jak wtedy — okazało się, że karmienie piersią to nie jest żadna bułka z masłem i hasło „proszę przystawić do piersi” nie działa jak magiczne zaklęcie. Znacznie więcej prawdy na ten temat usłyszałam już później od innych mam, których mleczne drogi były bardzo różne, ale rzadko która przypominała sielankę.
Teraz myślę sobie, że byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby przed porodem ktoś mi powiedział – „Może być trudno, zwłaszcza na początku, ale dasz radę”. Wtedy byłabym bardziej przygotowana na to, co miało mnie spotkać. Niestety tego zabrakło i wpadłam w ogromne poczucie winy, że nie potrafię nakarmić własnego dziecka. Nie poradziłabym sobie z nim, gdyby nie cudowne położne ze szpitala, w którym rodziłam i doradczyni laktacyjna, która przez 6 tygodni dzielnie wspierała mnie w walce o karmienie naturalne. Można by powiedzieć, że udało się połowicznie, bo Franek karmiony był i piersią, i mlekiem modyfikowanym, ale dla mnie to był ogromny sukces, bo na początku miałam raczej wizję rzucenia tego wszystkiego w cholerę i karmienia Franka schabowymi, lub nawet oddania go komuś, kto będzie umieć lepiej się nim zająć niż ja ;) (ach ten Baby Blues!)
Gdybym dzisiaj miała powiedzieć innej mamie, na co warto się przygotować, gdy ma pojawić się w naszym życiu dziecko, to powiedziałabym, że jedną z ważniejszych rzeczy jest zgłębienie wiedzy dotyczącej karmienia – w końcu noworodek będzie spędzał przy jedzeniu swój cały wolny czas :)
Myślę też, że nie podchodziłabym tak arogancko do wszelkich gadżetów, które mają ułatwić karmienie piersią („No bez przesady, do karmienia piersią wystarczy pierś, reszta to naciągactwo”). W rzeczywistości brak kilku tych produktów sprawił, że musiałam je szybko dokupić, nie mając czasu na to, żeby sprawdzić, co kupuję :) Przy drugim i trzecim porodzie byłam bardziej przygotowana – miałam w domu to, co uważałam za niezbędne i wiedziałam, gdzie i co powinnam kupić, jeśli okaże się, że potrzebuję czegoś jeszcze.
Bazując na własnym doświadczeniu i korzystając z produktów Chicco przygotowałam listę pięciu naprawdę niezbędnych gadżetów, które konieczne są wtedy, kiedy planujemy karmić nasze dziecko piersią i takich, bez których sobie nie poradzimy, jeśli decydujemy się na karmienie butelką.
Wkładki laktacyjne
Bez wkładek ani rusz, szczególnie na początku, kiedy nasze piersi nie do końca potrafią ogarnąć nową rzeczywistość. Dzięki wkładkom nie musimy co chwilę sprawdzać, czy na bluzce nie mamy dwóch wielkich i mokrych plam. Poza aspektem estetycznym wkładki pomagają też dbać o nasze ubrania – w końcu każdą plamę trzeba później sprać, co może się nie udać, jeśli plama jest tłusta, a materiał delikatny. Przez pierwsze miesiące karmienia piersią przed każdym wyjściem z domu sprawdzałam, czy w torbie oprócz pieluchy dla dziecka mam wkładki dla siebie. Były też obowiązkowym elementem wyposażenia porodowej torby szpitalnej.
Gdybym miała powiedzieć, co jest dla mnie ważne we wkładkach, to byłaby to miękkość i delikatność w dotyku (brodawki mogą być na początku bardzo podrażnione) oraz to, czy dobrze trzymają się biustonosza (bo różnie bywa z tym klejem). Wkładki laktacyjne Chicco uwiodły mnie totalnie, bo oprócz tego, że mają bardzo delikatną powłoczkę i mocny klej, są pakowane pojedynczo w folię, dzięki czemu są zdecydowanie najwygodniejsze w użyciu – mogę wrzucić kilka wkładek do torebki bez myślenia o tym, czy na pewno mam tam w miarę higieniczne warunki, mogę poprzekładać je sobie w kilka miejsc, tak żebym miała je zawsze pod ręką. Wiem, że jeśli po pół roku otworzę jakąś torebkę, to wkładka, którą tam znajdę będzie nadal do wykorzystania :) Super wygoda!
Poduszka do karmienia
To jeden z tych przedmiotów, który łatwo obśmiać, bo przecież nie potrzebna jest żadna specjalna poduszka do karmienia. Jednak wystarczy spędzić kilka dni z noworodkiem, żeby zrozumieć, że najbliższe miesięce spędzimy karmiąc – w łóżku, na fotelu, na krześle, przy stole, na podłodze i warto, żeby było nam i dziecku wygodnie. Naprawdę ergonomia podczas karmienia jest niezwykle istotna, bo karmić będziemy w zasadzie bez przerwy, a przypominam, że mamy jeden kręgosłup na całe życie, więc warto wspierać go tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Ja poduszki do karmienia nie kupiłam, więc doradczyni laktacyjna podczas pierwszej wizyty w domu obkładała mnie kilkoma poduszkami z każdej strony, żeby pokazać, co zrobić, żeby było mi wygodnie. Kiedy moja sąsiadka dowiedziała się, że nie mam takiej poduszki, to przybiegła ze swoją. To było dla mnie naprawdę mega odkrycie, bo okazało się, że wystarczy jedna poduszka i mogę karmić w bardzo wygodnej pozycji :) Przy kolejnych dzieciach nie musiałam już nic pożyczać :)
Co ciekawe pierwsza poduszka do karmienia została wymyślona ponad 27 lat temu w USA i wcale nie była przeznaczona do karmienia, bo miała służyć jako podpora dla siedzącego dziecka, ale używające jej mamy szybko odkryły, że świetnie sprawdza się jako wsparcie przy karmieniu piersią :) Boppy, bo to o tej poduszce mowa, jest obecnie w USA jednym z najbardziej znanych produktów dla rodziców. Od niedawna, można ją kupić również w Polsce, w związku z czym, bardzo chętnie ją przetestowałam osobiście.
Boppy bardzo różni się od poduszek, które miałam do tej pory, bo jest mniejsza i ma inne wypełnienie, które jest bardziej zwarte niż popularne styropianowe kulki, przez co poduszka nie traci z czasem swojej sprężystości. Byłam w szoku, kiedy okazało się, że mogę tę poduszkę wypróbować podczas karmienia, bo Hela bez problemu się na niej ułożyła (a jest 25 cm wyższa i 7 kg cięższa od noworodka). A ja przypomniałam sobie, co to znaczy karmić w komfortowych warunkach — zazwyczaj karmienie dzieci, które nie są niemowlakami, ma znacznie więcej wspólnego z akrobatyką niż z karmieniem :D
Laktator
Laktator to moim zdaniem niezbędny element wyprawki dla mamy, która chce karmić naturalnie (nie koniecznie piersią), ale rodzaj wybranego laktatora powinien zostać dopasowany do naszych indywidualnych potrzeb, zależnych od tego, jaki tryb życia prowadzimy i jak bardzo chcemy być aktywne w trakcie karmienia piersią.
Laktatory elektryczne są droższe, ale też znacznie bardziej wydajne, więc z całą pewnością będą dużym wybawieniem dla tych mam, które planują często zostawiać malucha na dłuższy czas z kimś innym lub chcą szybko wrócić do pracy i kontynuować karmienie piersią. Również mamy, które karmią dzieci swoim mlekiem, ale przy pomocy butelki, powinny pomyśleć o laktatorze elektrycznym. W takich sytuacjach będzie zależeć nam na tym, aby ściąganie pokarmu nie zabierało zbyt dużo czasu, bo będziemy robić to często i nie chcemy spędzić połowy dnia na odciąganiu mleka z piersi.
Laktatory ręczne są tańsze, ale odciąganie pokarmu wymaga siły fizycznej oraz czasu, jeśli więc chcielibyśmy takim laktatorem odciągać mleko codziennie, to prędzej czy później wypisalibyśmy się z tej bajki. Ale laktator ręczny będzie świetny dla kogoś, kto nie planuje zbyt często zostawiać dziecka komuś innemu i chce w pełni wykorzystać urlop macierzyński, więc raczej nie będzie musiał ściągać pokarmu w pracy.
Laktator warto mieć wybrany przed porodem, choć niekoniecznie trzeba go już wtedy kupować. To jedna z tych rzeczy, która może nam być nagle potrzebna (nawet w szpitalu), więc dobrze by było, żeby móc od razu wysłać faceta do sklepu po konkretny model, a nie szukać czegoś na szybko w Internecie lub zlecić wybór laktatora komuś innemu (to rzecz, z której tylko my będziemy korzystać, więc to nam musi pasować). Moim zdaniem warto też od razu upatrzyć sobie zarówno laktator ręczny, jak i elektryczny, bo nigdy nie wiadomo, jak potoczy się nasza przygoda z karmieniem. A mając wybrane dwa różne modele nie stracimy cennego czasu po porodzie, który wtedy lepiej wykorzystać na spanie :)
W ramach przygotowywania tego wpisu dostałam do testów laktator ręczny Chicco Natural Feeling. Był to mój pierwszy kontakt z ręcznym laktatorem od jakichś sześciu lat i muszę powiedzieć, ze sama jestem zdziwiona tym, jak pozytywnie mnie zaskoczył. Spodziewałam się mało wydajnej maszyny, która wykończy mnie fizycznie, a tymczasem laktator Chicco okazał być się zgrabny, przyjemny wizualnie i mogłam go bez problemu obsługiwać jedną ręką, chociaż nie ma co oszukiwać – druga ręka musiała i tak swoje odpracować :) Bardzo duży plus daję za silikonową wyściółkę nakładki na pierś, dzięki której odciąganie mleka jest zdecydowanie bardziej delikatne, miałam też wrażenie, że ta nakładka zmniejsza nieco wydajność laktatora. Po ściagnięciu nakładki laktator odciągał mleko szybciej, ale nie było to już tak przyjemne dla mnie :)
W zestawie z laktatorem dostajemy butelkę Chicco, nakrętkę na butelkę, smoczek do butelki 0+ oraz próbkę wkładek laktacyjnych Chicco, dzięki czemu nie musimy kupować już żadnych dodatkowych butelek, bo przy dziecku karmionym piersią jedna malutka butelka na początku na pewno wystarczy. Jeśli zaczniemy magazynować mleko w dużych ilościach, to będziemy musieli się zaopatrzyć albo w większą ilość butelek, albo w woreczki do przechowywania pokarmu.
Butelki do karmienia
Jeśli wiemy, że dziecko będzie karmione butelką, bo planujemy być aktywne w krótkim czasie po porodzie, to musimy zaopatrzyć się w butelki w nieco większej ilości niż jedna sztuka. Z dziećmi karmionymi piersią jest często taki problem, że przyzwyczajone do maminej piersi wcale nie mają ochoty na jedzenie z butelki, co bardzo stresuje te mamy, które muszą zostawiać malucha z kimś innym. Chyba nie ma jednej złotej rady, która rozwiąże ten problem u każdego dziecka, ale u nas w takich sytuacjach zawsze pomagało zostawienie dziecka z tatą na długi czas (około 6 godzin) – okazywało się, że jak dziecko jest głodne, to z butelki wypije, choć oczywiście nie było mowy o jedzeniu z butli, jeśli ja byłam gdzieś w okolicy. Chyba najważniejsze w tej sytuacji to zachować spokój – zdrowe dziecko nie pozwoli się zagłodzić :)
Teraz coraz więcej butelek do karmienia ma długie i szerokie smoczki, które swoim kształtem mają przypominać pierś mamy, żeby proces ssania takiego smoczka był jak najbardziej zbliżony do ssania piersi. Chicco ma całą linię butelek Natural Feeling, które różnią się między sobą nie tylko wielkością butelek, ale i kształtem smoczka, który zmienia się w zależności od wieku dziecka.
Wszystkie smoczki mają specjalne wgłębienia, dzięki którym górna, wąska część smoczka jest ruchoma, co faktycznie bardziej niż tradycyjne smoczki oddaje to, jak podczas karmienia zachowuje się pierś. Oczywiście butelki mają system antykolkowy, a specjalne ukośne położenie smoczka w butelce dla noworodków ma pomagać w utrzymaniu naturalnej pozycji szyi dziecka. Moim zdaniem warto się tym butelkom przyjrzeć podczas kompletowania wyprawki.
Smoczki do uspokajania
Smoczki nie są niezbędne, ale moim zdaniem warto mieć w wyprawce jeden smoczek, bo może okazać się, że nasze dziecko nie jest w stanie bez niego żyć i nie będziemy mieć czasu, żeby móc wybrać smoczek, tylko trzeba będzie kupić to, co akurat jest w najbliższym sklepie. Smoczki są względnie tanie, więc ten jeden smoczek nie doprowadzi nas do ruiny. Warto jednak pamiętać o tym, że smoczki mogą zaburzyć odruch ssania u noworodków, więc przez kilka pierwszych tygodni lepiej ograniczyć dziecku korzystanie ze smoczka, jeśli zależy nam na karmieniu piersią.
Niemowlęta mają bardzo silną potrzebę ssania, która nie tylko ma za zadanie dostarczyć pokarm, ale również uspokoić i dać im poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Ta potrzeba może być realizowana poprzez ssanie piersi, ale może zdarzyć się tak, że piersi nie ma (i jest butelka), lub sama pierś nie wystarcza. Właśnie w takich sytuacjach smoczek może być wybawicielem naszym i dziecka.
Ważne, żeby w kwestii smoczka nie upierać się przy swoim, tylko wsłuchać się w potrzeby dziecka – wszystkie moje dzieci miały bardzo silną potrzebę ssania, z czego starsza dwójka korzystała ze smoczka, a najmłodsza korzysta ze swoich palców. Nie zważała na moje próby przekonania jej do smoczka i od 20 miesięcy jest maniaczką ssania kciuka (pomimo tego, że od 20 miesięcy jest karmiona piersią). Wizja odzwyczajenia jej od tego mnie przeraża (ze smoczkami poszło mi łatwo), ale nie bardzo mam inną możliwość :) To był jej wybór i musiałam się z tym pogodzić ;)
Jaki smoczek wybrać? Najczęściej kierujemy się kwestiami wizualnymi, które nie ma co się oszukiwać zawsze będą ważne :) Warto przy zakupie sprawdzić, czy podstawa smoczka (czyli to miejsce, gdzie powinny zamknąć się usta dziecka) jest wąska i czy smoczek wykonany jest z bezpiecznych materiałów. Mnie osobiście najbardziej podobają się smoczki wykonane w całości z silikonu, bo moim zdaniem są najbardziej higieniczne. Nie jestem zresztą w tym zdaniu osamotniona, bo są one ostatnio coraz bardziej popularne. Dlatego przy pracy nad tym wpisem spośród wszystkich smoczków Chicco zdecydowałam się na pokazanie prześlicznych Physio Soft <3
Jeśli nasze dziecko korzysta ze smoczka, to warto pamiętać o kilku zasadach, które ułatwią życie i nam, i dziecku:
- Nie wpychamy smoczka do buzi za każdym razem, kiedy dziecko się krzywi. Czasami wystarczy je przytulić – szczególnie jeśli mamy do czynienia z dzieckiem, które co nieco już rozumie.
- Staramy się oduczyć dziecko ssania smoczka, kiedy jest już na to gotowe (myślę, że spokojnie można to zrobić do 2 roku życia) – przede wszystkim zróbmy to dla dobra naszego dziecka, bo zbyt długie ssanie smoczka (ale palców również) może być powodem wad zgryzu
- Starajmy się minimalizować czas, który dziecko spędza ze smoczkiem w buzi, czyli jeśli dziecko zasypia ze smoczkiem, to mu na to pozwólmy, ale wyciągnijmy smoczek z buzi, jak dziecko zaśnie – w ten sposób ograniczymy negatywny wpływ smoczka na zgryz dziecka.
- Pamiętajmy o dostosowaniu smoczka do wieku dziecka i wymianie smoczka na nowy, co kilka miesięcy.
Czy coś jeszcze powinno znaleźć się w wyprawce mamy karmiącej?
To, co może nam znacznie ułatwić karmienie piersią w nocy, to spanie blisko dziecka. Sama nie potrafię spać z dzieckiem w łóżku, ale udało mi się znaleźć dostawkę do łóżka, która rewelacyjnie sprawdziła się, gdy Hela była niemowlakiem.
O Chicco Next2Me już trochę pisałam (o TUTAJ!), ale z chęcią napiszę jeszcze raz – ta dostawka była bardzo wygodna, bo mogłam ją bez problemu zamontować przy moim łóżku i dobrać jej wysokość tak, żeby Hela była bezpieczna, i żebym ja miała łatwy dostęp do niej w nocy. Gdy Hela budziła się na karmienie, to nie podnosząc się z łóżka, wysuwałam ją z dostawki w moim kierunku i karmiłam. Po skończeniu karmienia wsuwałam ją z powrotem. Dzięki dość dużemu materacykowi (81 × 50 cm) Hela mieściła się w dostawce bardzo długo i przestaliśmy z niej korzystać, dopiero gdy Hela nauczyła się siadać i podciągać na rękach.
Polecam ją każdemu, kto chciałby spać bardzo blisko dziecka, bo wiem, że na pewno będziecie z niej zadowoleni, zwłaszcza że dostawka jest uniwersalna i można z niej zrobić również zwykłe łóżeczko, gdyby okazało się, że wolicie spać w nieco większej odległości od dziecka :)
Wpis powstał przy współpracy z marką Chicco.
Zdjęcia: Agnieszka Wanat